niedziela, 9 listopada 2014

~II~ 'Truth hurts'

Elena

-A więc, drogie dzieci…- zaczął Damon.
Ułożyłam się wygodniej w fotelu i założyłam nogę na nogę. Niech on wreszcie kontynuuje, warknęłam w myślach.

-Co wy na to, byśmy wraz z wujkiem Stefanem opowiedzieli wam…- ciągnął przesłodzonym tonem, a ja już chciałam coś mu powiedzieć, ale znów mnie wyprzedzono.
-Nie cackaj się tak z nami, wujaszku!- syknęła Caroline, spoglądając na niego z oburzeniem.- Pytam jeszcze raz, kim jest ta tamta?- zapytała, wskazując głową na Michelle.

-Michelle Alicia Salvatore- oświadczyła panna anty-Katherine, opierając się o oparcie fotela, na którym siedział Damon. -Ich siostra, ale to tak gwoli ścisłości.
Nastała cisza, ale tylko na bardzo krótki moment. Moi przyjaciele zaczęli się przekrzykiwać. Krzyczała szczególnie Caroline, która chodziła po salonie we wszystkie strony. Nawet spokojna Bonnie była oburzona i podczepiając się pod krzyki Caroline, żądała wyjaśnień. Ja też się ich domagałam, ale nie zareagowałam aż tak gwałtownie. Spojrzałam na siostrę Salvatore’ów, która poniekąd wywołała tą burzę

-Na serio nie rozumiecie słowa siostra?- prychnęła Michelle.- Jest z wami gorzej niż myślałam… Tam macie słownik.- Machnęła ręką w stronę półek z książkami.
-Stefanie? Eleno?- zwróciła się do nas Caroline, lecz nie odpowiedzieliśmy. Złapała się za głowę. -Niech ktokolwiek coś powie! Ty też możesz być, Damon!

-Gdzie Donovan?- zapytał brunet, jak gdyby nie słyszał pretensji Caroline.
-Od kiedy interesujesz się Mattem?! Jest z Rebeką, lecą do Europy…
-Rebeką?- zdziwiła się Michelle. Wszyscy na nią spojrzeliśmy. -Rebeką Mikaelson?- Kiwnęliśmy głowami. -Współczuję chłopaczynie…- mruknęła.- Jest z nią z własnej woli? -Kolejne kiwnięcie. -Od zawsze miał nierówno pod sufitem?

Caroline oburzyła się ponownie. Zaczęła zarzucać Michelle, że nie zna Matta, nie powinna go oceniać i tak dalej. Mówiłaby tak i mówiła, gdyby nie wtrącenie Damona, który znów nie zwrócił uwagi na to, że komuś przerywa.

-Dawno wyjechali?- spytał.

-Co ty dziś ćpałeś, Damon?- warknął Tyler. -Jesteś w gorszym stanie niż zawsze.
-Wina rudej- burknął i upił spory łyk z butelki.- Postarajcie się zadzwonić po rozgrywającego, dwa razy tłumaczyć ze Stefem się nie będziemy.

Caroline podjęła się tego zadania i wyszła na dwór z telefonem przy uchu.
No, to czekamy…

 
Rebekah

-Daj to- powiedział Matt, zabierając ode mnie różową walizkę. Byliśmy właśnie po odprawie na lotnisku w Richmond. Postanowiłam, że zaczniemy od Włoch- zawsze miałam słabość do tamtejszych widoków i wąskich uliczek… Matt uparł się, że to on będzie robił za tragarza. Kierowaliśmy się w stronę wolnych ławek.

-Ale to ja jestem silniejsza- protestowałam.
-Musisz mi ubliżać?- Zmrużył oczy i zacisnął szczękę. Zrobiło mi się głupio. Nagle zaczął się śmiać.

Również się zaśmiałam, trzepnęłam go w ramię i pocałowałam. Objął mnie w talii i przygarnął bliżej siebie. Jak to możliwe, że zwykły człowiek tak zawrócił mi w głowie? Dzięki niemu czułam się jak normalna dziewczyna, którą zawsze chciałam być.
Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Oderwał się ode mnie i sięgnął po komórkę.

-Sprawdzają, czy żyjesz- burknęłam. Jak ja kocham tę ich bandę…
W słuchawce usłyszałam głos Caroline.

-Bycie sensem życia mojego brata nie upoważnia cię do przerywania nam podróży- warknęłam, wiedząc, że mnie usłyszy.
-Też miło mi cię słyszeć, Rebekah- sarknęła i kontynuowała.- Matt, musicie wrócić.

Oburzyłam się. To jest już przesada!
-Stefan i Damon mają siostrę i chcą nam wszystko opowiedzieć, więc…

-Och! Dobrze- westchnął Matt.- Będziemy za godzinę.
Spojrzałam na niego, niedowierzając. On spokojnie schował telefon i dopiero wtedy na mnie spojrzał.

-Rebekah, to moi przyjaciele. Polecimy do tych Włoch. Obiecuję- mówił, patrząc na mnie tymi niebieskimi, chłopięcymi oczami. Odwróciłam wzrok. Nie możesz ulec, Rebekah. Nie możesz ulec… Kilka minut później wracaliśmy do Mystic Falls.

 
Michelle

Blondyna wróciła do środka.
Oświadczyła, że tamci niedługo będą i powróciła na swoje miejsce na kanapie pomiędzy tym dziwnym, małomównym brunetem i mulatką.

-Więc może nie marnujmy czasu, co?- zaproponował Jeremy, przysiadając na oparciu obok tejże mulatki.- Co tu robisz, Michelle?
-No właśnie- podłapałam temat i spojrzałam po kolei na każdego w pokoju.- Czy ktoś raczy mi wytłumaczyć, czemu rozmawiałam ze zmarłym?

Zaczęli dopytywać kiedy, gdzie, jak i tak dalej, a ja starałam się odpowiadać.

-Nie martw się, tym razem ci nie odbiło- rzekł Damon z kwaśną miną. Wywróciłam oczami.
-A konkretniej?- Byłam już zirytowana nimi wszystkimi.

-Bonnie, może ty jej to wytłumaczysz?- zaproponowała dawno nieodzywająca się Elena.
-Mogę spróbować- odpowiedziała mulatka, uśmiechając się do mnie nieśmiało. I tak jesteś zołzą. Za Jeremiego.- Hmmm… Nie wiem, czy wiesz, Michelle, a zakładam, że nie, ale jestem czarownicą. Hm… Więc jakiś czas temu poznaliśmy pewnego profesora, który opowiedział nam o Silasie, pradawnym nieśmiertelnym czarowniku, który został uwięziony przez zakochaną w nim kobietę  z lekarstwem na wampiryzm…- Uniosłam brwi. To może być ciekawe.

 
-A więc dzięki nagrobkowi tego całego Cilisa…- zaczęłam, gdy opowiedzieli mi wszystko.

-Silasa- poprawiła mnie Bonnie.
-Jakkolwiek. Dzięki temu i trzem masakrom, gdzie zabiliście w sumie… Trzydzieści sześć osób.

-Nie czepiaj się- warknął Damon.- Ty zabiłaś więcej.

-Tak jak i ty, braciszku. Więc, Bonnie, dzięki temu opuściłaś zasłonę dzielącą nas ze zmarłymi?
-Więc słuchałaś.- Mulatka uśmiechnęła się do mnie ciepło.

-Ale z tego, co mówił Jeremy, on też zmarł… Więc czemu żyje?
-Jeremy to jej chłopak- wyjaśniła Caroline z uśmiechem.- I brat Eleny- dodała.

-Serio?- prychnęłam. Ten przystojniak i klon Szmaterine po jednym dachem? Współczuję ci, Jeremy.- Zaraz, a co zrobiliście z lekarstwem?
-Potraktowałam nim Katherine- oświadczyła Elena.

-Naprawdę?- usłyszeliśmy damski głos z akcentem. W drzwiach stała wysoka blondynka z jakimś barczystym chłopakiem. Ruszyli ku nam.- To ostatnimi czasy chyba twój jedyny właściwy czyn, co, Eleno?
-A więc to jest Rebekah Mikaelson- szepnęłam.- Tyle o tobie słyszałam.

-Och, tak?- zdziwiła się i zlustrowała mnie wzrokiem.- A ty to ta siostra? Matt, nic ciekawego. Chodź, może jeszcze dziś załapiemy się na ten samolot.
 Ten cały Matt na nią spojrzał i po chwili już siedzieli na jednym z foteli. Zdziwiłam się.

-Co zrobiłeś? Umiesz hipnotyzować pierwotnych?
-Taa, piłką futbolową i fartuchem barowym- zakpił Damon i upił łyk z trzeciej już butelki whisky.

-Przejdźcie już do rzeczy- zleciła Elena.

-Dobrze- zaczął Stefan.- Jak wszyscy już wiecie, Michelle jest naszą przyrodnią siostrą. Nasz ojciec po śmierci mamy miał… No… Kilka kochanek… -Damon na te słowa pokręcił głową z niesmakiem. -Jedną z kobiet ojca była matka Michelle. Gdy już ją urodziła, przyszła do ojca i poprosiła…
-Ty dziś jeszcze bardziej święty niż zawsze, Stef. Jej matka przyszła do naszego starego z nożem i zagroziła, że jak się nią nie zajmiemy, to go zabije.

-Była tylko pokojówką- wtrąciłam- i chciała zapewnić mi lepszy standard życia!
-Tłumacz to tak sobie- prychnął mój najstarszy brat i kontynuował.- Niedługo po tym zmarła, wtedy były te wszystkie epidemie. Ojciec chciał się młodej pozbyć , ale to w końcu jego córka. Który to był rok, Stef?

-Tysiąc osiemset pięćdziesiąty - odpowiedziałam.
-Dziękuję, bracie- odparł kwaśno Damon i ciągnął dalej.- Ojciec traktował czasami Michelle jak Kopciuszka, czemu Stefan zawsze się sprzeciwiał. Stary zawsze twierdził, że to czarna owca. Tym bardziej, że przyjaźniła się z…

Urwał. Wiedziałam, dlaczego. Spojrzał na mnie kątem oka i kontynuował, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Dupek.
-Przyjaźniła się z córką Wilsonów, którzy byli służbą u Fellów. Wtedy zaczęła się wojna, wyjechałem walczyć i przyjechała Katherine. Huh- zaśmiał się krótko.- Teraz się zacznie. Stef, twoja kolej. Mnie zaschło w gardle.- Upił łyk Bourbona. Stefan odchrząknął i kontynuował opowieść bruneta.

-Michelle i córka Wilsonów…
-Deborah- wtrąciłam.

-I Deborah- skorygował się Stefan- delikatnie mówiąc nie lubiły Katherine.
-Gdyby nie te wasze codzienne schadzki, też byście jej nie lubili- prychnęłam.

-W jakiś nieznany mi sposób- mówił Stefan- dowiedziały się przed nami, że Katherine jest wampirem. Podczas któregoś posiłku, nie pamiętam już, którego…
-To był wtorkowy obiad- nadmieniłam.- Coś w kwietniu.

-Możliwe- stwierdził blondyn, ciągnąc dalej- Dosypały jej wtedy do wina werbeny. To znaczy, Michelle dosypała. Możecie się spodziewać reakcji Katherine…
-Gdybyście widzieli jej minę…- rzuciłam rozmarzona.

-Dlaczego tak nienawidziłyście Katherine?- zapytał dotąd niezbyt rozmowny Matt.

-Była strasznie irytująca i samolubna, a poza tym, Deborah bujała się w Damonie- odparłam, mierząc najstarszego brata wściekłym wzrokiem. On też na mnie spojrzał, a jego twarz wykrzywił grymas. Cierp, Damon, należy ci się.

-Jak ona zmarła?

 
Elena

Michelle rozejrzała się po wszystkich obecnych. Było mi głupio, że palnęłam, co mi ślina na język przyniosła.
-Słucham?- zapytała.

-Spytałam, jak zmarła Deborah…- powtórzyłam cicho, wbijając wzrok w swoje dłonie.
-Ach, więc to Elena jest tak ciekawska- rzuciła kwaśno, wpatrując się we mnie. Kretynka, skarciłam się w myślach. Taktu to ty nie masz za grosz. Zdziwiłam się, gdy Michelle jednak zaczęła opowiadać. - Po tej przeklętej łapance wampirów, zamieszkałam u Wilsonów. Trzy lata później Damon wrócił do Mystic Falls.- Spojrzałam na nadmienionego bruneta. Nigdy nie wspominał, że tu wrócił…- Twierdził, że przyjechał mnie odwiedzić. Prędzej mi kaktus na dłoni wyrośnie niż Damon spotka się ze mną z własnej woli. Nadal nie wiem, czemu wtedy wróciłeś- zwróciła się do najstarszego brata. Gdy milczał, mówiła dalej: - Zaczął romansować z Deborą, robił to, by mnie wnerwić i mu się udało. A Deborah od zawsze za nim szalała. Ona cię kochała!- wycedziła ze łzami w oczach, patrząc na milczącego Damona.

Co się z nią stało, myślałam, patrząc jak zapłakane oczy Michelle ciskają w Damona piorunami. Co Damon zrobił, że jego siostra tak bardzo go nienawidzi? Co wtedy zrobił, że teraz jego arogancja zniknęła i był tak skruszony? Nagle mnie olśniło, a serce zaczęło mi bić jak chyba nigdy dotąd. Nie, on tego nie zrobił…
-I co dalej?- spytałam drżącym głosem. W duszy modliłam się, żeby Michelle nie potwierdziła moich obaw. Chyba nawet Damon nie mógłby…

-Nic- odparła Michelle, nadal mierząc Damona nienawistnym spojrzeniem.- Miziali się tak jakieś dwa miesiące, potem Damon zniknął, a Deborah… Ona…- Po każdej próbie dokończenia historii, urywała. A jednak…
-Nie zrobiłeś tego- szepnęłam, również patrząc na bruneta. Wszyscy spojrzeli na mnie.- Nie uwierzę, że byłeś aż takim dupkiem, by…- urwałam. Nie, Damon nie mógł jej… Nie mógł tego zrobić swojej siostrze, do cholery!- Nie mogłeś.

Twarz Damona wykrzywił grymas, a jego wzrok był utkwiony w podłodze. Szyjka butelki, którą właśnie trzymał, rozsypała się w drobny mak, a na ciemnych panelach utworzyła się plama whisky. Zerwałam się z fotela i zaczęłam rzucać w stronę Damona obelgami. Nie wiedziałam, że gdy jestem wściekła, dostaję takiego słowotoku. No dobrze, może i nie byłam wściekła, ale na pewno nie dowierzałam- znałam Damona na tyle dobrze, że już wiedziałam, iż zabił Deborę, ale…
-Dlaczego?- spytała cicho panna Salvatore. Przerwałam wyzywać Damona i spojrzałam na dziewczynę. A więc nawet ona nie wiedziała.- Dlaczego ją zabiłeś, Damon?

Brunet zacisnął dłonie na podłokietnikach drewnianego fotela. Podniósł wzrok z podłogi. Spojrzał najpierw na Stefana, a potem na każdego po kolei. Zatrzymał też wzrok na swojej siostrze, ale szybko przeniósł go na mnie. Westchnął.
-Była ze mną w ciąży.

***
Taa, wróciłam. Rodzina wzywała, nie mogłam wcześniej. Pisałam to, pisałam i napisałam, ale nie jestem pewna, czy o to mi chodziło. Wstawiam bez większego sprawdzenia, bo moje oczy już naprawdę wysiadają. Ten rozdział kieruje do pepsi light. Mam nadzieję, że za bardzo Cię nie zawiodłam. Co do opisów- wiem, że nie wyszło, ale starałam się! Proszę o wyrozumialośc :3 Poprawię się!
KOMENTUJCIE. Dziękuję. Kocham Was.
EM <3