sobota, 6 grudnia 2014

~III~ 'Revenge will be sweet'


Damon
-Była ze mną w ciąży- powiedziałem zgodnie z prawdą. A więc moja tajemnica wyszła na jaw… Co mnie zatrzymało, że nie zabiłem Michelle, gdy tylko ją zobaczyłem?

Patrzyłem Elenie prosto w oczy. Była zaskoczona, przerażona i rozżalona jednocześnie. No tak- po pierwsze, mam siostrę, o której nie powiedzieliśmy jej ze Stefem przez te parę lat. Po drugie, miałem romans z najlepszą przyjaciółką tejże właśnie siostry i poniekąd ją wykorzystałem. Po trzecie, owa dziewczyna była ze mną w dziwnej, nieprawdopodobnej i przerażającej ciąży. No i po czwarte, i chyba decydujące, zabiłem ją, gdy tylko się o tym dowiedziałem.

-Słucham?- zdziwiła się Blondi Bex, więc niechętnie przeniosłem na nią wzrok.- Była z tobą w ciąży? Albo się pogubiłam, albo byłeś już wtedy wampirem, więc…
Wzruszyłem bezradnie ramionami. Co innego miałem zrobić? Jednak Elena i tak się wkurzyła.

-Więc zabiłeś ją tylko dlatego, że ci tak powiedziała?!- ryknęła, zła do granic możliwości.- Czy ty nigdy potrafisz myśleć logicznie, Damon?! Przecież ona mogła…
-Słyszałem, ok.?!- przerwałem jej, wstając z miejsca.- Słyszałem to… Dziecko, czy coś… Zadowolona?! Nie zrobiłem tego tak ze zwykłego kaprysu!

Spojrzałem na Gilbertównę- wyglądała, jak gdyby ktoś ją właśnie chlasnął w twarz. Westchnąłem i przypomniałem sobie całe to zdarzenie.

Mystic Falls, czerwiec 1867 roku
Szedłem przez las do ruin mojego starego domu- to tam zawsze spotykaliśmy się z Deborą. W dłoni ściskałem list, który znalazłem na łóżku w pokoju, w którym pomieszkiwałem. ‘O zmroku, tam, gdzie zawsze. Mam ważną wiadomość. Twoja D.’ Zakochana we mnie do szaleństwa pannica- owszem, ale nie- „moja D.”. Zaśmiałem się. Niby tam byłem nią w jakimś stopniu zauroczony, ale nic wielkiego z tego nie będzie. Litości, to tylko bardzo ładna małolata, w dodatku najlepsza przyjaciółka mojej przyrodniej siostry. Posiedzę tu jeszcze trochę, a potem wyjadę bez słowa. Tak, jak zawsze. Deborah wypłacze się w rękaw mojej kochanej siostrzyczki i zapomni. Bez problemu.

Dotarłem tam. Deborah siedziała na przewróconym drzewie. Gdy tylko mnie zobaczyła, wstała, zaczęła się szczerzyć i otrzepała suknię.
-Witaj, Damonie- powiedziała, gdy podszedłem. Pochyliłem się i ją pocałowałem. Co jak co, ale całować się umiała.

-Witaj, moja droga- odpowiedziałem z zalotnym uśmiechem.- Cóż to za ważną wiadomość dla mnie masz?
Deborah się zarumieniła i rozpromieniła. Już zamierzałem zapytać, czy znów razem z Michelle znalazły w lesie kolejnego puchatego zająca, ale dziewczyna zaczęła mówić.

-Damonie, ja… Chyba będziemy mieli dziecko. Już zawsze będziemy razem!- oświadczyła z uśmiechem, a mnie jakby sparaliżowało. Spojrzałem na jej dłonie, które obejmowały… Chryste! Brzuch Debory rzeczywiście był delikatnie zaokrąglony! Wpadłem w panikę.

-Co ty wygadujesz, smarkulo?!- warknąłem i przycisnąłem ją za szyję do pobliskiego drzewa.- Jakie dziecko?! Jakie ‘na zawsze’?!

Zaczęła dyszeć.  Prosiła też bym ją puścił i posłuchał. Zdjąłem więc rękę z jej szyi i wytężyłem słuch. Po chwili usłyszałem, że coś w ciele Debory się poruszyło. Byłem przerażony.
-Słyszysz?- zapytała niepewnie, gładząc swój brzuch.

Zacząłem chodzić w kółko, rzucając bez przerwy zdania w stylu: ‘ jak to możliwe?’ Sam nie wiem, czy pytałem Deborę czy raczej siebie. Nie zastanawiałem się nawet nad tym. Byłem przerażony. Ostatni raz czułem się tak chyba przy porwaniu Katherine.
-Czy to ważne, jak? - przerwała mi panna Wilson ze zmieszaniem w głosie. Odwróciła wzrok, gdyż najwyraźniej moje stopy nagle bardzo ją zainteresowały.- Ważne, że będziemy rodzicami. Nasze dziecko połączy nas na zawsze!

-Ty coś wiesz- syknąłem, podchodząc do niej i mierząc ją nienawistnym spojrzeniem.- Gadaj! Gadaj, co zrobiłaś, Deborah! Jak to możliwe, że zaszłaś w ciążę z wampirem?
-Skąd mam to wiedzieć, Damonie?- rzekła, patrząc mi w oczy, jednak w tych jej ciemnych tęczówkach dojrzałem niepewność i strach. -Przecież nie jestem nikim magicznym, jak ty. Może to po prostu dar? Może po prostu to dla nas wiadomość, że już zawsze powinniśmy być razem? Wyobraź sobie, ty, ja i nasza pociecha, wszyscy jako wampiry, razem na wieczność… Damonie, czemu milczysz?

Nie odezwałem się. Skręciłem jej kark i po kilku godzinach byłem w drodze Europy.

 
-Ty bydlaku!- darła się Elena. Ma rację. Należy ci się, Damon.- Jak mogłeś zrobić to Michelle?!
-Wstrętny, sadystyczny żigolak- syknęła Caroline. No tak, ta to zawsze musi dołożyć swoje trzy grosze.

-Nadal nie wiem, jak to się stało- stwierdziła bezradnie Blondi Bex.- Nigdy nie spotkałam się z czymś takim.
-Już mówiłem, że też nie wiem, jak…

-Ja wiem- oświadczyła Michelle, wpatrując się nieobecnie w podłogę. Spojrzałem w lewo, starając się podłapać jej wzrok. Po chwili zerknęła  na mnie, po czym przeniosła spojrzenie na wszystkich pozostałych.- Jej matka. Jej matka była medium.

 
Michelle
Mystic Falls, marzec 1864 roku

Zapukałam do tylnych drzwi rezydencji państwa Fell. Po chwili otworzyła mi rozpromieniona Deborah, trzymając w dłoni wiadro węgla. Przytuliła mnie wolną ręką. Odwzajemniłam uścisk.
-Chodź, pomożesz mi i wszystko ci opowiem.

Ruszyłyśmy do środka rezydencji Fellów, niosąc wiadra węgla. Weszłyśmy od kuchni drzwiami dla służby. Deborah podała mi jeden fartuch, drugi zakładając na siebie. Ruszyłyśmy schodami w górę. Zapukałyśmy do jednej z sypialni. Otworzyła nam Honoria Fell.
-Wreszcie jesteś, Deboro. Okropnie tu zimno. Pospieszcie się- rzuciła i ruszyła z podniesioną głową wzdłuż korytarza.

-Nadęta arystokratyczna ropucha- burknęła Deb, na co się zaśmiałam.
Wślizgnęłyśmy się szybko do pokoju. Byłam tu któryś już raz z kolei. Bardzo często, gdy spotykałam się z Deborą, pomagałam jej przy różnych pracach. Dla mnie to było coś innego, odskocznia od niezbyt przyjaznej rodziny (może prócz Stefana), no, i oczywiście panny Pierce. Tak samo, jak Deborah nienawidziła Honorii Fell, ja nie znosiłam tej zakłamanej manipulantki. Odkąd tylko ją zobaczyłyśmy, widziałyśmy, że jest z nią coś nie tak i dziwiłyśmy się, jak szybko moi bracia jej ulegli. I właśnie dlatego spotkałam się dziś Deborą- miała mi do przekazania pewną wiadomość związaną z Katherine.

Przykucnęłyśmy przy kominku i zaczęłyśmy dokładać węgla do paleniska.
-Więc?- zapytałam przyjaciółkę.- Jaką masz wieść dotyczącą Szmaterine?

-Wczoraj, gdy zanosiłam do waszego domu  zaproszenie na jutrzejszy bal Fellów, pomagałam Emily Bennett, która z kolei dotrzymywała towarzystwa Annabelle- oświadczyła. Annabelle, córka pani Pearl, była naszą koleżanką, dość tajemniczą, ale koleżanką.- Byłyśmy w ogrodzie i  przesadzałyśmy kwiaty. Zapytałam Annabelle o jej pierścionek. Wiesz, który, prawda? Ten ładny z niebieskim oczkiem!- Pokiwałam głową.- Spytałam, czy mogę mu się bliżej przyjrzeć. Zgodziła się i chciała go zdjąć, ale Emily od razu zbeształa ją wzrokiem. „Annabelle, nie możesz. To dla was niebezpieczne”. Tak powiedziała, a sądząc po jej minie, dopiero potem przypomniała sobie, że ja też tam jestem.
-Niebezpieczne?- zdziwiłam się.- I dla jakich ‘was’?

-Właśnie jeszcze tego nie odkryłam. Od razu postanowiłam z tobą o tym porozmawiać.
Zaproponowałam, byśmy poszły z tym do jej mamy.  Zawsze, gdy miałyśmy jakikolwiek problem, szłyśmy do pani Wilson. Biła od niej taka przyjazna aura, która upewniała człowieka w przeświadczeniu, że to dobry słuchacz i pomocna osoba. Drugim wyjściem z zaistniałej sytuacji mogło być pójście do mojego przewrażliwionego, dziwacznego i tajemniczego ojca, który Katherine bardzo lubił. Od razu stwierdziłyśmy, że mama Debory to lepsza opcja.

- Deboro, czy tam było dużo słońca?- spytała pani Melissa, kiedy opowiedziałyśmy jej całe zdarzenie.

-Słońca?- Deborah się zdziwiła.- Nie wiem. To znaczy, chyba tak, byłyśmy w szklarni… Tam jest dość dużo słońca, prawda, Michelle?
Byłam zdezorientowana, ale przytaknęłam. Zawsze żyłam w przekonaniu, że pani Wilson myśli racjonalnie i nie lubi żartować sobie z innych, lecz jej pytanie o ilość słońca w szklarni całkowicie zbiło mnie z tropu.

-Więc wszystko jasne- stwierdziła cicho pani Melissa, ustawiając kryształowe kielichy w kredensie w salonie Fellów.- Dziewczynki, musicie wiedzieć, że nie żyjemy tylko pośród ludzi.- Znów spojrzałyśmy po sobie.- Tak, to prawda. A wasza przyjaciółka, jej matka i panienka Pierce są prawdopodobnie…- Rozejrzała się wokoło.- Są wampirami.- Deb i ja byłyśmy przerażone i zdziwione jednocześnie.
-Skąd… Skąd o tym wiesz, mamo?- spytała zdumiona Deborah.

-Gdy byłam w waszym wieku, spadłam z konia. Umarłam.- Byłyśmy przerażone.- Jedna z miejscowych kobiet była czarownicą i przywróciła mi życie. To się dzieje od tamtej pory.
-Ale co się dzieje, mamo?- spytała przerażona Deborah.

-Jestem medium. Widzę duchy.

 
-A co to ma do ciąży Debory?- zapytał zdziwiony Damon.
-Deborah coś mi kiedyś bąknęła, że jej mama zrobi wszystko, by jej córka zdobyła to, czego chciała i była szczęśliwa-zaczęłam.

-Co to ma wspólnego z tym wszystkim?- zapytała ta roztargniona blond przywódczyni, gestykulując.
-Podejrzewam, że jej matka zawarła z duchami jakiś pakt. Może one chroniły jej córkę i zapewniały jej  wszystko, co najlepsze.

-To prawdopodobne- zamyślił się Jeremy.- Można by spróbować i się upewnić… Ja też jestem medium- dodał.
Zaczęłam analizować to, czego się dowiedzieliśmy. Melissa zawsze twierdziła, że ich rodzina zasługuje na coś więcej niż bycie służbą. Może właśnie w taki sposób chciała wynagrodzić Deb skradzione dzieciństwo? Tak, pani Wilson zdecydowanie była zdolna do zawarcia jakiegoś paktu ze zmarłymi, byleby jej córce było jak najlepiej. Tak więc Deborah chciała Damona i go dostała.

-A co jeśli Deborah wcale nie zmarła? Co, jeśli ocalała i jednak urodziła to dziecko?- spytała Elena z przerażeniem w oczach.
-Daj spokój, Eleno- odparła Rebekah, wstając z kolan tego byczkowatego blondyna i podchodząc po szklankę jakiejś sherry.- Żaden człowiek nie jest w stanie ocaleć, mając przetrącony kark.

-Dosyć tego!- rzekł Damon, zrywając się nagle z fotela i ruszając do drzwi.- Kończmy to, bo zaraz będziecie chcieli ją wskrzesić. Żegnam państwa.- Otworzył drzwi wejściowe na oścież.
Blondi- przywódca wstała gwałtownie i wyszła z uniesioną głową. Za nią skierował się ten cały dziwny brunet. Rebekah dopiła sherry. Jej barczysty chłopak złapał ją za rękę i pociągnął do drzwi, patrząc z niesmakiem na mojego najstarszego brata. Jeremy i czarownica zniknęli gdzieś w korytarzu. Podeszłam do barku. Drzwi trzasnęły, a Damon, który znalazł się obok mnie, zabrał mi butelkę Bourbona sprzed nosa. Padł na drewniany fotel i upił łyk, wpatrując się w ogień. Wzięłam sobie szklankę whisky i usiadłam na czerwonej kanapie, obserwując osoby, które pozostały w pokoju.  Elena wpatrywała się w Damona ze łzami w oczach. On z kolei niby ją ignorował, ale widziałam, że strasznie cierpi. Do czego to doszło- ja współczułam Damonowi. Temu Damonowi, który zabił mi przyjaciółkę, ale też temu, który był moim bratem. Zerknęłam na Stefana, który natomiast przenosił wzrok to z ognia na Elenę, to z Eleny znów na ogień.

Czemu to mnie nikt nigdy nie pokochał? Czemu Damon nie pokochał Debory? Dlaczego to ona i ja zawsze miałyśmy pecha do mężczyzn? Ja nie poznałam żadnego na dłużej, a gdy Deb takiego znalazła, okazał się on moim perfidnym bratem i ją zabił.
Dobra, koniec myśli cierpiętniczych, pomyślałam i wstałam z kanapy. Wzięłam z podłogi swoją torbę i ruszyłam po schodach na piętro, w poszukiwaniu jakiejś wolnej sypialni. Zerknęłam jeszcze przez ramię na Stefana, Damona i Elenę. Przećwicz krzyczenie: niespodzianka! Przygotuj ich. Ona zawsze podąża za tobą. Niedługo tu będzie, przeleciało mi przez myśl. Zignorowałam to jednak i ruszyłam korytarzem.

 
Mystic Falls, czerwiec 1867 roku, narracja trzecio osobowa
Słońce znikało za horyzontem, jednak w miejscowym lesie już panował mrok. Między drzewami krążyła wysoka dziewczyna w zielonej sukience o rudo-brązowych włosach. Chodziła tak od dobrej godziny, wołając imię swojej przyjaciółki. Nagle przystanęła. Dotarła  do miejsca, gdzie zaledwie trzy lata wcześniej stał jej rodzinny dom. Poczuła się nieswojo. To wszystko przez niejaką Katherine Pierce. To ona uwiodła jej braci, to ona całkowicie zajęła uwagę jej ojca, to ona niszczyła jej życie przez ostatnie kilka lat. I zginęła-  spłonęła wraz ze swoimi pobratymcami w starym kościele. W między czasie jednak jej bracia zmienili się w wampiry, a młodszy z nich zabił ich ojca. No i panienka Salvatore została bez rodziny. Bo wampiry to nie rodzina. A przynajmniej nie, jeśli mają coś wspólnego z Katherine Pierce.

Dziewczyna potrząsnęła głową, by odpędzić od siebie te myśli i zająć się szukaniem przyjaciółki. Po raz kolejny zawołała, rozglądając się.  Jej uwagę przykuł jakiś obiekt, znajdujący się między cegłami jej starego domu. Ruszyła tam. Obok powalonego drzewa leżało ciało drobnej brunetki. Michelle pisnęła z przerażenia i dopadła do ciała. Odwróciła je twarzą do siebie i wybuchła płaczem. To była jej przyjaciółka. Bezradna, bezwładna. Po prostu martwa.  Dziewczyna zaczęła gładzić lodowato zimne policzki brunetki, prosząc niebiosa, by był to tylko zły sen. Coś w nieżywym ciele przyjaciółki zwróciło jej uwagę. Przy dokładniejszej obserwacji dało się zauważyć, że szyja była nienaturalnie wykrzywiona. Michelle zaczęła wrzeszczeć w przestrzeń z bezradności. Wiedziała, że to jej brat był sprawcą zaistniałej tragedii. Płacz ustał. Szatynka zawzięła się w sobie. Pochyliła się nad ciałem przyjaciółki. Ucałowała jej zimne czoło i ułożyła ciało na trawie. W dłonie brunetki włożyła bukiet polnych kwiatów. Odeszła z tego miejsca. Nie skierowała się jednak do domu. Szła w inną stronę.  Nie wiedziała jeszcze, gdzie, ale postanowiła, że ktoś jej pomoże zemścić się na zuchwałym bracie.
Michelle była już w drodze do Atlanty, gdy w lesie w Mystic Falls coś strzyknęło. Dłoń martwej brunetki drgnęła. Dziewczyna powoli wstała, wąchając kwiaty, które znalazła w swoich dłoniach. Otrzepała suknię i potarła kark. Jej twarz wykrzywił grymas pogardy. Zmrużyła oczy.

-Zemsta będzie słodka, Damonie- warknęła w nicość i ruszyła przed siebie.

***
Yup, I'm back! Wiem, że pewnie ciężko Wam uwierzyc po takim czasie, ale to prawda xD W każdym razie nie mogę się rozkręcic z rozdziałami, ale się staram. Poprawiłam (a przynajmniej tak myślę ;> ) opisy! Lepiej się czyta?? do nn, Kochane <3 CZYTANIE=KOMENTOWNIE!!
xoxo, Em :D

niedziela, 9 listopada 2014

~II~ 'Truth hurts'

Elena

-A więc, drogie dzieci…- zaczął Damon.
Ułożyłam się wygodniej w fotelu i założyłam nogę na nogę. Niech on wreszcie kontynuuje, warknęłam w myślach.

-Co wy na to, byśmy wraz z wujkiem Stefanem opowiedzieli wam…- ciągnął przesłodzonym tonem, a ja już chciałam coś mu powiedzieć, ale znów mnie wyprzedzono.
-Nie cackaj się tak z nami, wujaszku!- syknęła Caroline, spoglądając na niego z oburzeniem.- Pytam jeszcze raz, kim jest ta tamta?- zapytała, wskazując głową na Michelle.

-Michelle Alicia Salvatore- oświadczyła panna anty-Katherine, opierając się o oparcie fotela, na którym siedział Damon. -Ich siostra, ale to tak gwoli ścisłości.
Nastała cisza, ale tylko na bardzo krótki moment. Moi przyjaciele zaczęli się przekrzykiwać. Krzyczała szczególnie Caroline, która chodziła po salonie we wszystkie strony. Nawet spokojna Bonnie była oburzona i podczepiając się pod krzyki Caroline, żądała wyjaśnień. Ja też się ich domagałam, ale nie zareagowałam aż tak gwałtownie. Spojrzałam na siostrę Salvatore’ów, która poniekąd wywołała tą burzę

-Na serio nie rozumiecie słowa siostra?- prychnęła Michelle.- Jest z wami gorzej niż myślałam… Tam macie słownik.- Machnęła ręką w stronę półek z książkami.
-Stefanie? Eleno?- zwróciła się do nas Caroline, lecz nie odpowiedzieliśmy. Złapała się za głowę. -Niech ktokolwiek coś powie! Ty też możesz być, Damon!

-Gdzie Donovan?- zapytał brunet, jak gdyby nie słyszał pretensji Caroline.
-Od kiedy interesujesz się Mattem?! Jest z Rebeką, lecą do Europy…
-Rebeką?- zdziwiła się Michelle. Wszyscy na nią spojrzeliśmy. -Rebeką Mikaelson?- Kiwnęliśmy głowami. -Współczuję chłopaczynie…- mruknęła.- Jest z nią z własnej woli? -Kolejne kiwnięcie. -Od zawsze miał nierówno pod sufitem?

Caroline oburzyła się ponownie. Zaczęła zarzucać Michelle, że nie zna Matta, nie powinna go oceniać i tak dalej. Mówiłaby tak i mówiła, gdyby nie wtrącenie Damona, który znów nie zwrócił uwagi na to, że komuś przerywa.

-Dawno wyjechali?- spytał.

-Co ty dziś ćpałeś, Damon?- warknął Tyler. -Jesteś w gorszym stanie niż zawsze.
-Wina rudej- burknął i upił spory łyk z butelki.- Postarajcie się zadzwonić po rozgrywającego, dwa razy tłumaczyć ze Stefem się nie będziemy.

Caroline podjęła się tego zadania i wyszła na dwór z telefonem przy uchu.
No, to czekamy…

 
Rebekah

-Daj to- powiedział Matt, zabierając ode mnie różową walizkę. Byliśmy właśnie po odprawie na lotnisku w Richmond. Postanowiłam, że zaczniemy od Włoch- zawsze miałam słabość do tamtejszych widoków i wąskich uliczek… Matt uparł się, że to on będzie robił za tragarza. Kierowaliśmy się w stronę wolnych ławek.

-Ale to ja jestem silniejsza- protestowałam.
-Musisz mi ubliżać?- Zmrużył oczy i zacisnął szczękę. Zrobiło mi się głupio. Nagle zaczął się śmiać.

Również się zaśmiałam, trzepnęłam go w ramię i pocałowałam. Objął mnie w talii i przygarnął bliżej siebie. Jak to możliwe, że zwykły człowiek tak zawrócił mi w głowie? Dzięki niemu czułam się jak normalna dziewczyna, którą zawsze chciałam być.
Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Oderwał się ode mnie i sięgnął po komórkę.

-Sprawdzają, czy żyjesz- burknęłam. Jak ja kocham tę ich bandę…
W słuchawce usłyszałam głos Caroline.

-Bycie sensem życia mojego brata nie upoważnia cię do przerywania nam podróży- warknęłam, wiedząc, że mnie usłyszy.
-Też miło mi cię słyszeć, Rebekah- sarknęła i kontynuowała.- Matt, musicie wrócić.

Oburzyłam się. To jest już przesada!
-Stefan i Damon mają siostrę i chcą nam wszystko opowiedzieć, więc…

-Och! Dobrze- westchnął Matt.- Będziemy za godzinę.
Spojrzałam na niego, niedowierzając. On spokojnie schował telefon i dopiero wtedy na mnie spojrzał.

-Rebekah, to moi przyjaciele. Polecimy do tych Włoch. Obiecuję- mówił, patrząc na mnie tymi niebieskimi, chłopięcymi oczami. Odwróciłam wzrok. Nie możesz ulec, Rebekah. Nie możesz ulec… Kilka minut później wracaliśmy do Mystic Falls.

 
Michelle

Blondyna wróciła do środka.
Oświadczyła, że tamci niedługo będą i powróciła na swoje miejsce na kanapie pomiędzy tym dziwnym, małomównym brunetem i mulatką.

-Więc może nie marnujmy czasu, co?- zaproponował Jeremy, przysiadając na oparciu obok tejże mulatki.- Co tu robisz, Michelle?
-No właśnie- podłapałam temat i spojrzałam po kolei na każdego w pokoju.- Czy ktoś raczy mi wytłumaczyć, czemu rozmawiałam ze zmarłym?

Zaczęli dopytywać kiedy, gdzie, jak i tak dalej, a ja starałam się odpowiadać.

-Nie martw się, tym razem ci nie odbiło- rzekł Damon z kwaśną miną. Wywróciłam oczami.
-A konkretniej?- Byłam już zirytowana nimi wszystkimi.

-Bonnie, może ty jej to wytłumaczysz?- zaproponowała dawno nieodzywająca się Elena.
-Mogę spróbować- odpowiedziała mulatka, uśmiechając się do mnie nieśmiało. I tak jesteś zołzą. Za Jeremiego.- Hmmm… Nie wiem, czy wiesz, Michelle, a zakładam, że nie, ale jestem czarownicą. Hm… Więc jakiś czas temu poznaliśmy pewnego profesora, który opowiedział nam o Silasie, pradawnym nieśmiertelnym czarowniku, który został uwięziony przez zakochaną w nim kobietę  z lekarstwem na wampiryzm…- Uniosłam brwi. To może być ciekawe.

 
-A więc dzięki nagrobkowi tego całego Cilisa…- zaczęłam, gdy opowiedzieli mi wszystko.

-Silasa- poprawiła mnie Bonnie.
-Jakkolwiek. Dzięki temu i trzem masakrom, gdzie zabiliście w sumie… Trzydzieści sześć osób.

-Nie czepiaj się- warknął Damon.- Ty zabiłaś więcej.

-Tak jak i ty, braciszku. Więc, Bonnie, dzięki temu opuściłaś zasłonę dzielącą nas ze zmarłymi?
-Więc słuchałaś.- Mulatka uśmiechnęła się do mnie ciepło.

-Ale z tego, co mówił Jeremy, on też zmarł… Więc czemu żyje?
-Jeremy to jej chłopak- wyjaśniła Caroline z uśmiechem.- I brat Eleny- dodała.

-Serio?- prychnęłam. Ten przystojniak i klon Szmaterine po jednym dachem? Współczuję ci, Jeremy.- Zaraz, a co zrobiliście z lekarstwem?
-Potraktowałam nim Katherine- oświadczyła Elena.

-Naprawdę?- usłyszeliśmy damski głos z akcentem. W drzwiach stała wysoka blondynka z jakimś barczystym chłopakiem. Ruszyli ku nam.- To ostatnimi czasy chyba twój jedyny właściwy czyn, co, Eleno?
-A więc to jest Rebekah Mikaelson- szepnęłam.- Tyle o tobie słyszałam.

-Och, tak?- zdziwiła się i zlustrowała mnie wzrokiem.- A ty to ta siostra? Matt, nic ciekawego. Chodź, może jeszcze dziś załapiemy się na ten samolot.
 Ten cały Matt na nią spojrzał i po chwili już siedzieli na jednym z foteli. Zdziwiłam się.

-Co zrobiłeś? Umiesz hipnotyzować pierwotnych?
-Taa, piłką futbolową i fartuchem barowym- zakpił Damon i upił łyk z trzeciej już butelki whisky.

-Przejdźcie już do rzeczy- zleciła Elena.

-Dobrze- zaczął Stefan.- Jak wszyscy już wiecie, Michelle jest naszą przyrodnią siostrą. Nasz ojciec po śmierci mamy miał… No… Kilka kochanek… -Damon na te słowa pokręcił głową z niesmakiem. -Jedną z kobiet ojca była matka Michelle. Gdy już ją urodziła, przyszła do ojca i poprosiła…
-Ty dziś jeszcze bardziej święty niż zawsze, Stef. Jej matka przyszła do naszego starego z nożem i zagroziła, że jak się nią nie zajmiemy, to go zabije.

-Była tylko pokojówką- wtrąciłam- i chciała zapewnić mi lepszy standard życia!
-Tłumacz to tak sobie- prychnął mój najstarszy brat i kontynuował.- Niedługo po tym zmarła, wtedy były te wszystkie epidemie. Ojciec chciał się młodej pozbyć , ale to w końcu jego córka. Który to był rok, Stef?

-Tysiąc osiemset pięćdziesiąty - odpowiedziałam.
-Dziękuję, bracie- odparł kwaśno Damon i ciągnął dalej.- Ojciec traktował czasami Michelle jak Kopciuszka, czemu Stefan zawsze się sprzeciwiał. Stary zawsze twierdził, że to czarna owca. Tym bardziej, że przyjaźniła się z…

Urwał. Wiedziałam, dlaczego. Spojrzał na mnie kątem oka i kontynuował, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Dupek.
-Przyjaźniła się z córką Wilsonów, którzy byli służbą u Fellów. Wtedy zaczęła się wojna, wyjechałem walczyć i przyjechała Katherine. Huh- zaśmiał się krótko.- Teraz się zacznie. Stef, twoja kolej. Mnie zaschło w gardle.- Upił łyk Bourbona. Stefan odchrząknął i kontynuował opowieść bruneta.

-Michelle i córka Wilsonów…
-Deborah- wtrąciłam.

-I Deborah- skorygował się Stefan- delikatnie mówiąc nie lubiły Katherine.
-Gdyby nie te wasze codzienne schadzki, też byście jej nie lubili- prychnęłam.

-W jakiś nieznany mi sposób- mówił Stefan- dowiedziały się przed nami, że Katherine jest wampirem. Podczas któregoś posiłku, nie pamiętam już, którego…
-To był wtorkowy obiad- nadmieniłam.- Coś w kwietniu.

-Możliwe- stwierdził blondyn, ciągnąc dalej- Dosypały jej wtedy do wina werbeny. To znaczy, Michelle dosypała. Możecie się spodziewać reakcji Katherine…
-Gdybyście widzieli jej minę…- rzuciłam rozmarzona.

-Dlaczego tak nienawidziłyście Katherine?- zapytał dotąd niezbyt rozmowny Matt.

-Była strasznie irytująca i samolubna, a poza tym, Deborah bujała się w Damonie- odparłam, mierząc najstarszego brata wściekłym wzrokiem. On też na mnie spojrzał, a jego twarz wykrzywił grymas. Cierp, Damon, należy ci się.

-Jak ona zmarła?

 
Elena

Michelle rozejrzała się po wszystkich obecnych. Było mi głupio, że palnęłam, co mi ślina na język przyniosła.
-Słucham?- zapytała.

-Spytałam, jak zmarła Deborah…- powtórzyłam cicho, wbijając wzrok w swoje dłonie.
-Ach, więc to Elena jest tak ciekawska- rzuciła kwaśno, wpatrując się we mnie. Kretynka, skarciłam się w myślach. Taktu to ty nie masz za grosz. Zdziwiłam się, gdy Michelle jednak zaczęła opowiadać. - Po tej przeklętej łapance wampirów, zamieszkałam u Wilsonów. Trzy lata później Damon wrócił do Mystic Falls.- Spojrzałam na nadmienionego bruneta. Nigdy nie wspominał, że tu wrócił…- Twierdził, że przyjechał mnie odwiedzić. Prędzej mi kaktus na dłoni wyrośnie niż Damon spotka się ze mną z własnej woli. Nadal nie wiem, czemu wtedy wróciłeś- zwróciła się do najstarszego brata. Gdy milczał, mówiła dalej: - Zaczął romansować z Deborą, robił to, by mnie wnerwić i mu się udało. A Deborah od zawsze za nim szalała. Ona cię kochała!- wycedziła ze łzami w oczach, patrząc na milczącego Damona.

Co się z nią stało, myślałam, patrząc jak zapłakane oczy Michelle ciskają w Damona piorunami. Co Damon zrobił, że jego siostra tak bardzo go nienawidzi? Co wtedy zrobił, że teraz jego arogancja zniknęła i był tak skruszony? Nagle mnie olśniło, a serce zaczęło mi bić jak chyba nigdy dotąd. Nie, on tego nie zrobił…
-I co dalej?- spytałam drżącym głosem. W duszy modliłam się, żeby Michelle nie potwierdziła moich obaw. Chyba nawet Damon nie mógłby…

-Nic- odparła Michelle, nadal mierząc Damona nienawistnym spojrzeniem.- Miziali się tak jakieś dwa miesiące, potem Damon zniknął, a Deborah… Ona…- Po każdej próbie dokończenia historii, urywała. A jednak…
-Nie zrobiłeś tego- szepnęłam, również patrząc na bruneta. Wszyscy spojrzeli na mnie.- Nie uwierzę, że byłeś aż takim dupkiem, by…- urwałam. Nie, Damon nie mógł jej… Nie mógł tego zrobić swojej siostrze, do cholery!- Nie mogłeś.

Twarz Damona wykrzywił grymas, a jego wzrok był utkwiony w podłodze. Szyjka butelki, którą właśnie trzymał, rozsypała się w drobny mak, a na ciemnych panelach utworzyła się plama whisky. Zerwałam się z fotela i zaczęłam rzucać w stronę Damona obelgami. Nie wiedziałam, że gdy jestem wściekła, dostaję takiego słowotoku. No dobrze, może i nie byłam wściekła, ale na pewno nie dowierzałam- znałam Damona na tyle dobrze, że już wiedziałam, iż zabił Deborę, ale…
-Dlaczego?- spytała cicho panna Salvatore. Przerwałam wyzywać Damona i spojrzałam na dziewczynę. A więc nawet ona nie wiedziała.- Dlaczego ją zabiłeś, Damon?

Brunet zacisnął dłonie na podłokietnikach drewnianego fotela. Podniósł wzrok z podłogi. Spojrzał najpierw na Stefana, a potem na każdego po kolei. Zatrzymał też wzrok na swojej siostrze, ale szybko przeniósł go na mnie. Westchnął.
-Była ze mną w ciąży.

***
Taa, wróciłam. Rodzina wzywała, nie mogłam wcześniej. Pisałam to, pisałam i napisałam, ale nie jestem pewna, czy o to mi chodziło. Wstawiam bez większego sprawdzenia, bo moje oczy już naprawdę wysiadają. Ten rozdział kieruje do pepsi light. Mam nadzieję, że za bardzo Cię nie zawiodłam. Co do opisów- wiem, że nie wyszło, ale starałam się! Proszę o wyrozumialośc :3 Poprawię się!
KOMENTUJCIE. Dziękuję. Kocham Was.
EM <3

niedziela, 17 sierpnia 2014

~I~ 'Liars. Liars everywhere'


Elena
Już świtało. Weszłam do pensjonatu, zmęczona.
Katherine jest człowiekiem. Dzięki mnie. Pożegnaliśmy się z lekarstwem raz na zawsze.

W salonie siedzieli Damon i Stefan, popijając w ciszy whisky.
-Cześć- mruknęłam i usiadłam na sofie obok Damona.

-Hej- odpowiedzieli równocześnie i nagle ich źrenice rozszerzyły się maksymalnie.
-Co ci się stało?- zapytał Damon. No tak, miałam szkło powbijane w całe ciało i wyglądałam, jakby mnie obtoczono w brudzie i kurzu. Co Katherine tak jakby zrobiła na szkolnym korytarzu…

-Więc… Miałam małą sprzeczkę z Katherine i…
-Co?- zdziwił się Stefan.- Zaraz… Nie goisz się… Jesteś człowiekiem?!

-Oczywiście, że nie jest- prychnął Damon.- Wyczulibyśmy to. A co z tą małą suką? Przylałaś jej?- zaśmiał się.
Westchnęłam głęboko i zabrałam brunetowi szklankę, upijając łyk.

-Pożegnałam się z lekarstwem.                                                                                  
-Co…?- Byli zdziwieni.

-Dobra, koniec z aluzjami- mruknęłam i wypiłam całą zawartość szklanki Damona.- Katherine jest człowiekiem.
Stefan cały się spiął, a Damon wybuchł śmiechem.

-Dobre, dobre, Eleno- stwierdził, biorąc z barku pełną butelkę Bourbona. Spojrzałam na niego wymownie.- Ty na serio?
-Jak najbardziej na serio.

-Ok, więc… Tak trzymaj. Moja krew!
Prychnęłam.

Nagle coś z impetem uderzyło w drzwi wejściowe od zewnątrz. Damon i Stefan stanęli w pozycji bojowej. Usłyszeliśmy zduszony śmiech. Spojrzeliśmy po sobie. Drzwi  się otworzyły, a do rezydencji wparowała śmiejąca się Bonnie z…
-Gilbert? Nadal żyjesz?- zdziwił się Damon.

-Jeremy!- pisnęłam i rzuciłam się bratu na szyję. Był tu, cały i… Żywy.- Jak to…?!
-Bonnie- oświadczył Jer, patrząc z zachwytem na moją przyjaciółkę, stojącą u jego boku.

-Hej, co ci się stało?- zapytałam, widząc jego rozcięty łuk brwiowy.
Bonnie wybuchła śmiechem.

-Eeemmm…- tłumaczył się Jeremy.- Zapomniałem, że już nie jestem duchem… Przepraszam za ten łomot.
-Brat wiecznie naćpany wiewiórkami, eks i mały Gilbert który potrafi rąbnąć w drzwi wejściowe centymetr przed jego nosem. Z kim ja mieszkam…- burknął Damon, a sarkazmem od tej wypowiedzi zalatywało na kilometr.

-Przymknij się i polej wszystkim!- odpowiedział Jer, obejmując mnie i Bon.
-Jeremy!- syknęłam, karcąc go wzrokiem.

-Eleno! Zmartwychwstałem. Nie cieszysz się?- spojrzał na mnie tymi niewinnymi oczami małego chłopca. Uległam.
-Opróżnijmy trochę zapasy, co wy na to?- stwierdziłam szybko, ruszając po alkohol. Wszyscy przytaknęli.
 

Michelle
Mystic Falls. To mój dom. Tu się urodziłam. Taa, w tej dziurze w Wirginii. Nienawidzę tego miejsca z całego serca…

Wróciłam po stu latach nieobecności. Zbyt wiele to się tu nie zmieniło. No, oczywiście oprócz tego, że zamiast powozów, ulicami jeżdżą najnowsze modele ferrari.
Wjeżdżając na główną ulicę miasteczka, zobaczyłam czerwony neonowy napis „Mystic Grill”. Wreszcie jakaś knajpa!

W środku było dość tłoczno jak na taką mieścinę. Usiadłam przy barze i zamówiłam Bourbona. Sącząc trunek, obserwowałam ludzi, którzy przewijali się obok mnie. Z wąskiego korytarzyka, gdzie jak podejrzewałam, były toalety, wyszedł jakiś wysoki chłopak w okularach przeciwsłonecznych i kapturze na głowie. Rozejrzał się niespokojnie po lokalu i ruszył ze spuszczoną głową w kierunku wyjścia. Tak jest! Idealny materiał na śniadanie! Dopiłam Bourbona i wyszłam za nim z baru.
Błyskawicznie znalazłam się na tyłach knajpy i ruszyłam stamtąd w stronę głównej ulicy. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, moje przyszłe śniadanie zmierzało tą właśnie drogą. Wychodząc zza rogu budynku „przypadkowo” wpadłam na chłopaka. Przestraszył się na mój widok.

-Oh…! Hej!- rzekłam, cofając się dwa kroki.- Jestem tu nowa i chyba trochę zabłądziłam… Nazywam się Michelle.- Wystawiłam do niego dłoń.
Chłopak zsunął okulary z nosa i uścisnął moja rękę. Miał takie piękne brązowe oczy, które przypominały płynną czekoladę! Aż serce topnieje na ich widok!

-Jeremy- odpowiedział, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Więc, Jeremy, mam pytanie…

-Słucham- odrzekł ze słabym uśmiechem i rozejrzał się niespokojnie.
-Wiesz może, gdzie znajdę braci Salvatore?- zapytałam, a on spojrzał na mnie jak na wariatkę.

-Pewnie.
-A mógłbyś mnie do nich zaprowadzić? To dość pilne.

-Tak, jasne, chodź- odparł i odwrócił się. Złapałam go za ramię i przesunęłam nas kilkanaście metrów w tył.
-Nie będziesz krzyczał- poleciłam, patrząc w jego oczy.

-Radzę nie.- Uśmiechnął się do mnie z politowaniem. Byłam zdezorientowana.- Moja dzisiejsza herbata z werbeny chyba ci trochę zaszkodzi… Chodź, zaprowadzę cię do tych czubków- rzucił, założył okulary i ruszył w stronę głównej ulicy.
Poszłam za nim, wciąż zdezorientowana.

-Jak… Skąd wiedziałeś?- zapytałam.
-Błagam cię. Mystic Falls to miasto nadprzyrodzonych. Moja własna siostra to wampir. Kilkoro przyjaciół też. Jest jeszcze hybryda i moja dziewczyna czarownica.

-A ty jesteś kimś w tym nadprzyrodzonym kółku różańcowym?- zapytałam, próbując połapać się w tym, co mi opowiedział.
-Kiedyś byłem łowcą. Wczoraj zmartwychwstałem.

-Co zrobiłeś?!- wrzasnęłam, zatrzymując się gwałtownie.- Zmar…?!
-Zamknij się- syknął cicho, ciągnąc mnie za ramię w stronę leśnej dróżki niedaleko. Gdy przeszliśmy kilka kroków i upewniliśmy się, że nikt nie idzie za nami, Jeremy kontynuował.- Zmartwychwstałem dopiero wczoraj. Na razie się ukrywam, zważając na to, że miasto mnie już upamiętniło…

-Ok. Chyba zaczęłam ogarniać… Zaraz, co ty mówiłeś o tym łowcy?
-Bractwo Pięciu. Słyszałaś kiedyś?

-Nie mam pojęcia, co to.
-Starożytne bractwo łowców wampirów, stworzone przez czarownicę… Czemu one wszystkie miały takie nienormalne imiona? Dobra, mniejsza o to. To grupa pięciu nadnaturalnie uzdolnionych łowców wampirów. I… Długa historia. Ja po prostu byłem jednym z nich.

-Już nie jesteś?- zapytałam, marszcząc brwi.
-Umarłem. Wszystko poszło w łeb. I dobrze. Miałem akcje, kiedy chciałem zabić własną siostrę.

-Ciekawe masz…- zaczęłam, lecz urwałam, widząc ogromny dom, przed którym się znaleźliśmy.- Życie.
-Jesteśmy- oświadczył Jeremy.

-Wow… Dużo się zmieniło… Ty też wchodzisz?- zapytałam, zauważając, że i on rusza do drzwi.
-Mieszkam z tymi palantami. – Widząc moja minę, dodał szybko: - Nie pytaj.

Szatyn otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Weszłam do środka. Dom był bardzo przestronny i piękny. Spojrzałam na salon, w którym się znalazłam. Na środku pomieszczenia stała ciemnowłosa dziewczyna, która odwróciła się do nas natychmiast. Zobaczyłam jej twarz i… Zamarłam po raz drugi w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.

 
Katherine Pierce stała jak gdyby nigdy nic z założonymi rękami na środku salonu braci Salvatore. Wściekłość, która gromadziła się we mnie od czasu zniknięcia Debory, przeważyła szalę, kiedy zobaczyłam tę dwulicową zdzirę.

-Jeremy! Gdzie ty…
-Ty zeszmaciała, parszywa suko!- ryknęłam, rzucając się na Szmaterine (tak zawsze nazywałyśmy ją z Deborą) i przygwoździłam ją do ściany za szyję.- Czemu nie jesteś martwa?! Przecież zdechłaś pod tym kościołem!

-Michelle, puść ją!- darł się Jeremy, próbując odrzucić mnie od Pierce.- To nie jest Katherine! Zostaw ją!
Jednak ja nie zwracałam na niego uwagi. Co ta suka robi tu ŻYWA?!

-Puść… Mnie!- dyszała Pierce, próbując uwolnić się z mojego uścisku.
-Ty szmato!- warknęłam, zatapiając rękę w jej klatce piersiowej. Jeremy próbował mnie od niej oderwać, ale zafundowałam mu bliskie spotkanie z moją nogą.- Co tu robisz!?

-Elena!- usłyszałam dwa męskie głosy i nagle leżałam pod przeciwległą ścianą.

 
Elena
Zaczerpnęłam głośno powietrza i wpadłam w otwarte ramiona Stefana i Jeremiego. Damon stał przed nami w pozycji bojowej. Zerknął na mnie kątem oka. To on odrzucił ode mnie tę... No właśnie, kto to?!

Mój napastnik podnosił się właśnie z podłogi. Była to śliczna dziewczyna około siedemnastu lat o dużych zielonych oczach. Mała na sobie krótką, czarną, błyszczącą sukienkę, która podkreślała jej talię osy i wzorzyste trampki. Odgarnęła rudo-brązowe włosy z twarzy i spojrzała na nas z nienawiścią. Poprawka- na mnie.
-Znowu ty…- warknął Damon.

-Co ta żmija tu robi!?- syknęła dziewczyna.- Nadal robicie za jej ochroniarzy w zamian za codzienne orgie?!
-To wcale …- zaczął Stefan, zostawiając mnie i Jeremiego z tyłu, ale dziewczyna mu przerwała.

-To, że wy nadal jesteście ślepi, to nie znaczy, że ja też!- warknęła, lustrując mnie nienawistnym spojrzeniem. -Przecież widzę, że ta wredna manipulantka wcale nie zdechła…!
-To. Nie. Jest. KATHERINE!- wycedził Damon, zaciskając pięści.- Dociera, młoda!?

-Ale… Przecież… To musi być…- Dziewczyna była zaskoczona.- Jak to…

Chciałam coś powiedzieć, ale Damon mnie wyprzedził. Czułam się jak dziecko, którego rodzice (w moim przypadku wypadku Damon i Stefan) nie dopuszczają do głosu, bo jest za małe.
-To jest Elena. Jest SOBOWTÓREM tej wrednej manipulantki, jak to ją idealnie nazwałaś. Katherine jest jakąś tam jej prababką.

-A… Aha…- wydukała dziewczyna.- To… To znaczy… Ja… Ja po prostu już nie myślę… Ja…
-Ty nigdy nie myślałaś, ruda- stwierdził ironicznie Damon.

Wykonałam kilka kroków i stanęłam między Stefanem i Damonem. Brunet i dziewczyna mierzyli się wzrokiem. Czy ja właśnie dostrzegłam między nimi jakieś podobieństwo? Nie umiem tego określić…
-Więc kim jest ta…- Z zamyślenia wyrwała mnie ta dziewczyna.- Jak ty miałaś na imię, kopio Szmaterine?

-Elena- odpowiedziałam, unosząc brwi. Szmaterine, niezłe określenie.
-Możliwe. To kim jesteś?

-Naszą eks- powiedzieli równocześnie Damon i Stefan. Jak to zabrzmiało…
-Więc niedaleko pada jabłko od jabłoni- syknęła dziewczyna.- Najpierw ona wami rządziła, teraz jej wierna kopia… Ciągle macie ten sam gust, co chłopcy?- rzuciła brązowowłosa.

Czułam, że Damon aż kipi ze złości na nieproszonego gościa, a Stefan był jakoś dziwnie obojętny.
-A ty? Kim jesteś?- zapytałam, chcąc ratować ją od wściekłości Damona. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, jaki on jest gwałtowny i nieprzewidywalny?

-Chłopcy?- rzekła z pogardliwym uśmiechem, mrużąc oczy.- Kto czyni honory? Wy czy ja?
-Kim jesteś?!- powtórzył Jeremy, który dotąd siedział cicho i stanął obok mnie.

-To jest Michelle…- zaczął bezradnie Stefan.
Twarz Damona wykrzywił grymas.

-Nasza siostra- dokończył brunet, a mnie zatkało.

 
Zapanowała cisza. Na krótko jednak, bo Jeremy nie mógł się najwyraźniej powstrzymać od skomentowania zaistniałej sytuacji.

-Kto do cholery!?- ryknął, wytrzeszczając oczy.- Siostra?!
-Przyrodnia- warknął Damon, nadal mordując dziewczynę wzrokiem.

-Ale nazwisko to samo- dodała Michelle.- A chyba to się liczy, co chłopcy?
-Skończ już tę gadkę i mów, co tu robisz- nakazał Damon, wciąż wściekły jak cholera.

-Co tak ostro, mamusiu?- spytała dziewczyna, wpatrując się w swojego najstarszego… Brata.
-Stef- Damon zwrócił się do blondyna- zabierz stąd resztę, bo się już nie powstrzymam i jak zaraz rzucę…

-Damon!- upomniał go Stefan.- Opanuj się! To twoja sio…!
-Co, uznajesz wszystkie dzieci naszego ojca? To, że posuwał każdą, która się mu nawinęła, to już nie mój problem!- ryknął Damon.

-Nie obrażaj mojej matki, czubku!- krzyknęła Michelle, ciągle stojąc pod przeciwległą ścianą.
-Ale to przez nią musieliśmy cię znosić tyle czasu!- odwarknął brunet.

-Mów za siebie! Stefan na pewno…
-Czy ktoś raczy nam wytłumaczyć, o co w tym chodzi?- przerwał jej Jeremy. Salvatore’owie spojrzeli na nas zaskoczeni, jakby o nas zapomnieli.

-Co?- zapytał machinalnie Stefan.
-Chcielibyśmy się czegoś dowiedzieć, skoro tu mieszkamy- kontynuował mój brat.- To trochę …

-Sprowadźmy resztę, co?- zaproponował Stefan.
-Tak, Stefan i ja…- zaczął Damon.

-I ja!- wtrąciła Michelle.
-STEFAN I JA nie będziemy powtarzać każdemu z osobna historii naszego życia.

-Zadzwonię po nich- oświadczył Jeremy i wyszedł na zewnątrz.
Wciąż stałam osłupiała na środku salonu. Damon podszedł do barku i pociągnął łyk whisky prosto z butelki, nie fatygując się nawet po szklankę. Podejrzewam, że ze wściekłości jego dłonie odmówiłyby posłuszeństwa i wszystko znalazłoby się na podłodze. Michelle skrzyżowała ręce na piersiach i wpatrywała się w swoich braci. Stefan zwrócił się do mnie.

-Eleno, my…
-Nie! Nic nie mów, bo ja też się nie powstrzymam- przerwałam mu ostro i usiadłam na fotelu, opierając łokcie o kolana. Nie kontynuował.

 

Michelle
Stałam oparta o ścianę w salonie moich kochanych braci.  A więc nikomu o mnie nie powiedzieli! Fascynujące… Z resztą jeśli chodzi o Damona, to się nie dziwię. Zawsze uważał mnie za czarną owcę. To była jedyna sprawa, w której zgadzał się z naszym ojcem.

Jeremy wszedł do środka.
-Zaraz będą- oświadczył i oparł się o ścianę przy wejściu.

Już sobie wyobrażam tę ich zgraję… Koło Różańcowe Od Siedmiu Boleści Św. Władimira… Pomyślałam o kilku takich jak ta cała Elena… Może zobaczę jeszcze kogoś ze znajomą gębą?
Kilka minut później do domu, jeśli tą rezydencję można tak nazwać, wpadło kilka osób. Na czele szły dwie dziewczyny- blondi-przywódca i drobna mulatka, która pocałowała przelotnie Jeremiego. Mała zołza. Wykończę ją. Za nimi kierował się dość przystojny brunet o zaciętej minie.

-No, więc o co…- zaczęła blondyna na przedzie, ale gdy mnie zobaczyła, przerwała.- Ktoś ty?
-Powód tej narady wojennej- wyjaśniłam i nalałam sobie whisky. Damon, sądząc po jego minie, miał ochotę mnie udusić.

-Usiądźcie- poprosił Stefan ze swoją typową miną cierpiętnika.- To zajmie trochę czasu.
Gdy wszyscy się usadowili, Damon zaczął.

-A więc, drogie dzieci…
Tak, zapowiada się długa nasiadówa…

***
Witam! Oto pierwszy rozdział mojego nowego "dzieła" ;) Jak oceniacie? Da się przeżyc i nie zasnąc? Wiem, że akcji jeszcze nie najwięcej, ale dla mnie początki zawsze są trudne ;3 czekam na Wasze opinie :D Do następnego. Have a nice day!
Em.

środa, 13 sierpnia 2014

Fabuła + bohaterowie!

Hey, hi, hello!
Jako, że ten wredny staruch (czyt. mój laptop -_-) nie akceptuje u mnie zakładek z bohaterami, poddałam się i wrzucę ich zdjęcia tu, do normalnego posta -,-
Zanim zapoznacie sie z bohaterami, oto krótka fabułka moich wypocin.
Moje opowiadanie zaczyna się po ostatnim odcinku czwartego sezonu serialu. Tak, jak i w "Pamiętnikach...", Jeremy żyje, a Katherine jest człowiekiem. Jest jednak parę wyjątków: Bonnie żyje i to nadal czarownica, Elena nie wybrała żadnego z braci Salvatore (tak, wiem, wredna jestem XD), z pozbyciem się Silasa wszystko poszło zgodnie z planem, więc Stefan jest i ma się dobrze (co u mnie dziwne, bo nie lubię typa, ale mniejsza ;3)! Wszyscy z Drugiej Strony wrócili TAM i nie ma z nimi większego kontaktu.

A oto bohaterowie tego opowiadania:


 
Michelle Salvatore


 
Damon Salvatore
 

 
Stefan Salvatore
 

 
Elena Gilbert


 
Jeremy Gilbert
 

 
Caroline Forbes
 

 
Bonnie Bennett
 

 
Deborah Wilson

 
Katherine Pierce
 

 
Matt Donovan
 

 
Rebekah Mikaelson
 

 
Niklaus Mikaelson
 

 
Elijah Mikaelson
 

 
Tyler Lockwood
 
 
 Zdjęcia bohaterów, którzy się pojawią, będę dodawała w bieżacych postach (no chyba, że mój laptop przestanie sie buntowac i pozwoli mi założyc zakładkę -,-).
 
No, to tak po części podzieliłam się z Wami tym, co powstało w mojej troszku zrytej wyobraźni.
Jeszcze w tym tygodniu nowy rozdział :)
Have a nice day!
Em :3