sobota, 6 grudnia 2014

~III~ 'Revenge will be sweet'


Damon
-Była ze mną w ciąży- powiedziałem zgodnie z prawdą. A więc moja tajemnica wyszła na jaw… Co mnie zatrzymało, że nie zabiłem Michelle, gdy tylko ją zobaczyłem?

Patrzyłem Elenie prosto w oczy. Była zaskoczona, przerażona i rozżalona jednocześnie. No tak- po pierwsze, mam siostrę, o której nie powiedzieliśmy jej ze Stefem przez te parę lat. Po drugie, miałem romans z najlepszą przyjaciółką tejże właśnie siostry i poniekąd ją wykorzystałem. Po trzecie, owa dziewczyna była ze mną w dziwnej, nieprawdopodobnej i przerażającej ciąży. No i po czwarte, i chyba decydujące, zabiłem ją, gdy tylko się o tym dowiedziałem.

-Słucham?- zdziwiła się Blondi Bex, więc niechętnie przeniosłem na nią wzrok.- Była z tobą w ciąży? Albo się pogubiłam, albo byłeś już wtedy wampirem, więc…
Wzruszyłem bezradnie ramionami. Co innego miałem zrobić? Jednak Elena i tak się wkurzyła.

-Więc zabiłeś ją tylko dlatego, że ci tak powiedziała?!- ryknęła, zła do granic możliwości.- Czy ty nigdy potrafisz myśleć logicznie, Damon?! Przecież ona mogła…
-Słyszałem, ok.?!- przerwałem jej, wstając z miejsca.- Słyszałem to… Dziecko, czy coś… Zadowolona?! Nie zrobiłem tego tak ze zwykłego kaprysu!

Spojrzałem na Gilbertównę- wyglądała, jak gdyby ktoś ją właśnie chlasnął w twarz. Westchnąłem i przypomniałem sobie całe to zdarzenie.

Mystic Falls, czerwiec 1867 roku
Szedłem przez las do ruin mojego starego domu- to tam zawsze spotykaliśmy się z Deborą. W dłoni ściskałem list, który znalazłem na łóżku w pokoju, w którym pomieszkiwałem. ‘O zmroku, tam, gdzie zawsze. Mam ważną wiadomość. Twoja D.’ Zakochana we mnie do szaleństwa pannica- owszem, ale nie- „moja D.”. Zaśmiałem się. Niby tam byłem nią w jakimś stopniu zauroczony, ale nic wielkiego z tego nie będzie. Litości, to tylko bardzo ładna małolata, w dodatku najlepsza przyjaciółka mojej przyrodniej siostry. Posiedzę tu jeszcze trochę, a potem wyjadę bez słowa. Tak, jak zawsze. Deborah wypłacze się w rękaw mojej kochanej siostrzyczki i zapomni. Bez problemu.

Dotarłem tam. Deborah siedziała na przewróconym drzewie. Gdy tylko mnie zobaczyła, wstała, zaczęła się szczerzyć i otrzepała suknię.
-Witaj, Damonie- powiedziała, gdy podszedłem. Pochyliłem się i ją pocałowałem. Co jak co, ale całować się umiała.

-Witaj, moja droga- odpowiedziałem z zalotnym uśmiechem.- Cóż to za ważną wiadomość dla mnie masz?
Deborah się zarumieniła i rozpromieniła. Już zamierzałem zapytać, czy znów razem z Michelle znalazły w lesie kolejnego puchatego zająca, ale dziewczyna zaczęła mówić.

-Damonie, ja… Chyba będziemy mieli dziecko. Już zawsze będziemy razem!- oświadczyła z uśmiechem, a mnie jakby sparaliżowało. Spojrzałem na jej dłonie, które obejmowały… Chryste! Brzuch Debory rzeczywiście był delikatnie zaokrąglony! Wpadłem w panikę.

-Co ty wygadujesz, smarkulo?!- warknąłem i przycisnąłem ją za szyję do pobliskiego drzewa.- Jakie dziecko?! Jakie ‘na zawsze’?!

Zaczęła dyszeć.  Prosiła też bym ją puścił i posłuchał. Zdjąłem więc rękę z jej szyi i wytężyłem słuch. Po chwili usłyszałem, że coś w ciele Debory się poruszyło. Byłem przerażony.
-Słyszysz?- zapytała niepewnie, gładząc swój brzuch.

Zacząłem chodzić w kółko, rzucając bez przerwy zdania w stylu: ‘ jak to możliwe?’ Sam nie wiem, czy pytałem Deborę czy raczej siebie. Nie zastanawiałem się nawet nad tym. Byłem przerażony. Ostatni raz czułem się tak chyba przy porwaniu Katherine.
-Czy to ważne, jak? - przerwała mi panna Wilson ze zmieszaniem w głosie. Odwróciła wzrok, gdyż najwyraźniej moje stopy nagle bardzo ją zainteresowały.- Ważne, że będziemy rodzicami. Nasze dziecko połączy nas na zawsze!

-Ty coś wiesz- syknąłem, podchodząc do niej i mierząc ją nienawistnym spojrzeniem.- Gadaj! Gadaj, co zrobiłaś, Deborah! Jak to możliwe, że zaszłaś w ciążę z wampirem?
-Skąd mam to wiedzieć, Damonie?- rzekła, patrząc mi w oczy, jednak w tych jej ciemnych tęczówkach dojrzałem niepewność i strach. -Przecież nie jestem nikim magicznym, jak ty. Może to po prostu dar? Może po prostu to dla nas wiadomość, że już zawsze powinniśmy być razem? Wyobraź sobie, ty, ja i nasza pociecha, wszyscy jako wampiry, razem na wieczność… Damonie, czemu milczysz?

Nie odezwałem się. Skręciłem jej kark i po kilku godzinach byłem w drodze Europy.

 
-Ty bydlaku!- darła się Elena. Ma rację. Należy ci się, Damon.- Jak mogłeś zrobić to Michelle?!
-Wstrętny, sadystyczny żigolak- syknęła Caroline. No tak, ta to zawsze musi dołożyć swoje trzy grosze.

-Nadal nie wiem, jak to się stało- stwierdziła bezradnie Blondi Bex.- Nigdy nie spotkałam się z czymś takim.
-Już mówiłem, że też nie wiem, jak…

-Ja wiem- oświadczyła Michelle, wpatrując się nieobecnie w podłogę. Spojrzałem w lewo, starając się podłapać jej wzrok. Po chwili zerknęła  na mnie, po czym przeniosła spojrzenie na wszystkich pozostałych.- Jej matka. Jej matka była medium.

 
Michelle
Mystic Falls, marzec 1864 roku

Zapukałam do tylnych drzwi rezydencji państwa Fell. Po chwili otworzyła mi rozpromieniona Deborah, trzymając w dłoni wiadro węgla. Przytuliła mnie wolną ręką. Odwzajemniłam uścisk.
-Chodź, pomożesz mi i wszystko ci opowiem.

Ruszyłyśmy do środka rezydencji Fellów, niosąc wiadra węgla. Weszłyśmy od kuchni drzwiami dla służby. Deborah podała mi jeden fartuch, drugi zakładając na siebie. Ruszyłyśmy schodami w górę. Zapukałyśmy do jednej z sypialni. Otworzyła nam Honoria Fell.
-Wreszcie jesteś, Deboro. Okropnie tu zimno. Pospieszcie się- rzuciła i ruszyła z podniesioną głową wzdłuż korytarza.

-Nadęta arystokratyczna ropucha- burknęła Deb, na co się zaśmiałam.
Wślizgnęłyśmy się szybko do pokoju. Byłam tu któryś już raz z kolei. Bardzo często, gdy spotykałam się z Deborą, pomagałam jej przy różnych pracach. Dla mnie to było coś innego, odskocznia od niezbyt przyjaznej rodziny (może prócz Stefana), no, i oczywiście panny Pierce. Tak samo, jak Deborah nienawidziła Honorii Fell, ja nie znosiłam tej zakłamanej manipulantki. Odkąd tylko ją zobaczyłyśmy, widziałyśmy, że jest z nią coś nie tak i dziwiłyśmy się, jak szybko moi bracia jej ulegli. I właśnie dlatego spotkałam się dziś Deborą- miała mi do przekazania pewną wiadomość związaną z Katherine.

Przykucnęłyśmy przy kominku i zaczęłyśmy dokładać węgla do paleniska.
-Więc?- zapytałam przyjaciółkę.- Jaką masz wieść dotyczącą Szmaterine?

-Wczoraj, gdy zanosiłam do waszego domu  zaproszenie na jutrzejszy bal Fellów, pomagałam Emily Bennett, która z kolei dotrzymywała towarzystwa Annabelle- oświadczyła. Annabelle, córka pani Pearl, była naszą koleżanką, dość tajemniczą, ale koleżanką.- Byłyśmy w ogrodzie i  przesadzałyśmy kwiaty. Zapytałam Annabelle o jej pierścionek. Wiesz, który, prawda? Ten ładny z niebieskim oczkiem!- Pokiwałam głową.- Spytałam, czy mogę mu się bliżej przyjrzeć. Zgodziła się i chciała go zdjąć, ale Emily od razu zbeształa ją wzrokiem. „Annabelle, nie możesz. To dla was niebezpieczne”. Tak powiedziała, a sądząc po jej minie, dopiero potem przypomniała sobie, że ja też tam jestem.
-Niebezpieczne?- zdziwiłam się.- I dla jakich ‘was’?

-Właśnie jeszcze tego nie odkryłam. Od razu postanowiłam z tobą o tym porozmawiać.
Zaproponowałam, byśmy poszły z tym do jej mamy.  Zawsze, gdy miałyśmy jakikolwiek problem, szłyśmy do pani Wilson. Biła od niej taka przyjazna aura, która upewniała człowieka w przeświadczeniu, że to dobry słuchacz i pomocna osoba. Drugim wyjściem z zaistniałej sytuacji mogło być pójście do mojego przewrażliwionego, dziwacznego i tajemniczego ojca, który Katherine bardzo lubił. Od razu stwierdziłyśmy, że mama Debory to lepsza opcja.

- Deboro, czy tam było dużo słońca?- spytała pani Melissa, kiedy opowiedziałyśmy jej całe zdarzenie.

-Słońca?- Deborah się zdziwiła.- Nie wiem. To znaczy, chyba tak, byłyśmy w szklarni… Tam jest dość dużo słońca, prawda, Michelle?
Byłam zdezorientowana, ale przytaknęłam. Zawsze żyłam w przekonaniu, że pani Wilson myśli racjonalnie i nie lubi żartować sobie z innych, lecz jej pytanie o ilość słońca w szklarni całkowicie zbiło mnie z tropu.

-Więc wszystko jasne- stwierdziła cicho pani Melissa, ustawiając kryształowe kielichy w kredensie w salonie Fellów.- Dziewczynki, musicie wiedzieć, że nie żyjemy tylko pośród ludzi.- Znów spojrzałyśmy po sobie.- Tak, to prawda. A wasza przyjaciółka, jej matka i panienka Pierce są prawdopodobnie…- Rozejrzała się wokoło.- Są wampirami.- Deb i ja byłyśmy przerażone i zdziwione jednocześnie.
-Skąd… Skąd o tym wiesz, mamo?- spytała zdumiona Deborah.

-Gdy byłam w waszym wieku, spadłam z konia. Umarłam.- Byłyśmy przerażone.- Jedna z miejscowych kobiet była czarownicą i przywróciła mi życie. To się dzieje od tamtej pory.
-Ale co się dzieje, mamo?- spytała przerażona Deborah.

-Jestem medium. Widzę duchy.

 
-A co to ma do ciąży Debory?- zapytał zdziwiony Damon.
-Deborah coś mi kiedyś bąknęła, że jej mama zrobi wszystko, by jej córka zdobyła to, czego chciała i była szczęśliwa-zaczęłam.

-Co to ma wspólnego z tym wszystkim?- zapytała ta roztargniona blond przywódczyni, gestykulując.
-Podejrzewam, że jej matka zawarła z duchami jakiś pakt. Może one chroniły jej córkę i zapewniały jej  wszystko, co najlepsze.

-To prawdopodobne- zamyślił się Jeremy.- Można by spróbować i się upewnić… Ja też jestem medium- dodał.
Zaczęłam analizować to, czego się dowiedzieliśmy. Melissa zawsze twierdziła, że ich rodzina zasługuje na coś więcej niż bycie służbą. Może właśnie w taki sposób chciała wynagrodzić Deb skradzione dzieciństwo? Tak, pani Wilson zdecydowanie była zdolna do zawarcia jakiegoś paktu ze zmarłymi, byleby jej córce było jak najlepiej. Tak więc Deborah chciała Damona i go dostała.

-A co jeśli Deborah wcale nie zmarła? Co, jeśli ocalała i jednak urodziła to dziecko?- spytała Elena z przerażeniem w oczach.
-Daj spokój, Eleno- odparła Rebekah, wstając z kolan tego byczkowatego blondyna i podchodząc po szklankę jakiejś sherry.- Żaden człowiek nie jest w stanie ocaleć, mając przetrącony kark.

-Dosyć tego!- rzekł Damon, zrywając się nagle z fotela i ruszając do drzwi.- Kończmy to, bo zaraz będziecie chcieli ją wskrzesić. Żegnam państwa.- Otworzył drzwi wejściowe na oścież.
Blondi- przywódca wstała gwałtownie i wyszła z uniesioną głową. Za nią skierował się ten cały dziwny brunet. Rebekah dopiła sherry. Jej barczysty chłopak złapał ją za rękę i pociągnął do drzwi, patrząc z niesmakiem na mojego najstarszego brata. Jeremy i czarownica zniknęli gdzieś w korytarzu. Podeszłam do barku. Drzwi trzasnęły, a Damon, który znalazł się obok mnie, zabrał mi butelkę Bourbona sprzed nosa. Padł na drewniany fotel i upił łyk, wpatrując się w ogień. Wzięłam sobie szklankę whisky i usiadłam na czerwonej kanapie, obserwując osoby, które pozostały w pokoju.  Elena wpatrywała się w Damona ze łzami w oczach. On z kolei niby ją ignorował, ale widziałam, że strasznie cierpi. Do czego to doszło- ja współczułam Damonowi. Temu Damonowi, który zabił mi przyjaciółkę, ale też temu, który był moim bratem. Zerknęłam na Stefana, który natomiast przenosił wzrok to z ognia na Elenę, to z Eleny znów na ogień.

Czemu to mnie nikt nigdy nie pokochał? Czemu Damon nie pokochał Debory? Dlaczego to ona i ja zawsze miałyśmy pecha do mężczyzn? Ja nie poznałam żadnego na dłużej, a gdy Deb takiego znalazła, okazał się on moim perfidnym bratem i ją zabił.
Dobra, koniec myśli cierpiętniczych, pomyślałam i wstałam z kanapy. Wzięłam z podłogi swoją torbę i ruszyłam po schodach na piętro, w poszukiwaniu jakiejś wolnej sypialni. Zerknęłam jeszcze przez ramię na Stefana, Damona i Elenę. Przećwicz krzyczenie: niespodzianka! Przygotuj ich. Ona zawsze podąża za tobą. Niedługo tu będzie, przeleciało mi przez myśl. Zignorowałam to jednak i ruszyłam korytarzem.

 
Mystic Falls, czerwiec 1867 roku, narracja trzecio osobowa
Słońce znikało za horyzontem, jednak w miejscowym lesie już panował mrok. Między drzewami krążyła wysoka dziewczyna w zielonej sukience o rudo-brązowych włosach. Chodziła tak od dobrej godziny, wołając imię swojej przyjaciółki. Nagle przystanęła. Dotarła  do miejsca, gdzie zaledwie trzy lata wcześniej stał jej rodzinny dom. Poczuła się nieswojo. To wszystko przez niejaką Katherine Pierce. To ona uwiodła jej braci, to ona całkowicie zajęła uwagę jej ojca, to ona niszczyła jej życie przez ostatnie kilka lat. I zginęła-  spłonęła wraz ze swoimi pobratymcami w starym kościele. W między czasie jednak jej bracia zmienili się w wampiry, a młodszy z nich zabił ich ojca. No i panienka Salvatore została bez rodziny. Bo wampiry to nie rodzina. A przynajmniej nie, jeśli mają coś wspólnego z Katherine Pierce.

Dziewczyna potrząsnęła głową, by odpędzić od siebie te myśli i zająć się szukaniem przyjaciółki. Po raz kolejny zawołała, rozglądając się.  Jej uwagę przykuł jakiś obiekt, znajdujący się między cegłami jej starego domu. Ruszyła tam. Obok powalonego drzewa leżało ciało drobnej brunetki. Michelle pisnęła z przerażenia i dopadła do ciała. Odwróciła je twarzą do siebie i wybuchła płaczem. To była jej przyjaciółka. Bezradna, bezwładna. Po prostu martwa.  Dziewczyna zaczęła gładzić lodowato zimne policzki brunetki, prosząc niebiosa, by był to tylko zły sen. Coś w nieżywym ciele przyjaciółki zwróciło jej uwagę. Przy dokładniejszej obserwacji dało się zauważyć, że szyja była nienaturalnie wykrzywiona. Michelle zaczęła wrzeszczeć w przestrzeń z bezradności. Wiedziała, że to jej brat był sprawcą zaistniałej tragedii. Płacz ustał. Szatynka zawzięła się w sobie. Pochyliła się nad ciałem przyjaciółki. Ucałowała jej zimne czoło i ułożyła ciało na trawie. W dłonie brunetki włożyła bukiet polnych kwiatów. Odeszła z tego miejsca. Nie skierowała się jednak do domu. Szła w inną stronę.  Nie wiedziała jeszcze, gdzie, ale postanowiła, że ktoś jej pomoże zemścić się na zuchwałym bracie.
Michelle była już w drodze do Atlanty, gdy w lesie w Mystic Falls coś strzyknęło. Dłoń martwej brunetki drgnęła. Dziewczyna powoli wstała, wąchając kwiaty, które znalazła w swoich dłoniach. Otrzepała suknię i potarła kark. Jej twarz wykrzywił grymas pogardy. Zmrużyła oczy.

-Zemsta będzie słodka, Damonie- warknęła w nicość i ruszyła przed siebie.

***
Yup, I'm back! Wiem, że pewnie ciężko Wam uwierzyc po takim czasie, ale to prawda xD W każdym razie nie mogę się rozkręcic z rozdziałami, ale się staram. Poprawiłam (a przynajmniej tak myślę ;> ) opisy! Lepiej się czyta?? do nn, Kochane <3 CZYTANIE=KOMENTOWNIE!!
xoxo, Em :D