- Dzień dobry - rzekł Elijah, wchodząc do sypialni, którą aktualnie zajmowała Katherine.
Kobieta spojrzała na niego. Jak zwykle prezentował nienagannie - miał na sobie jasną koszulę, granatową marynarkę, ciemne jeansy i czarne, wypolerowane buty. W dłoniach trzymał tacę ze śniadaniem, które przyniósł dla Katherine. Stała na niej karafka z mlekiem, miska z płatkami i kubek świeżo zmielonej kawy. Kobieta z trudem powstrzymała westchnięcie. Była tu dwa dni. Zaledwie tyle, a już czuła, że nigdy nikt tak jej nie nadskakiwał. Nie wiedziała, czemu Elijah aż tak się nią opiekował. Wyrzuty sumienia? Litość? Założył fundację albo otworzył przytułek? Oczywiście, znała go i to bardzo dobrze, więc wiedziała, że się o nią troszczy, ale do takiego stopnia?
Czuła się z tym nieswojo szczególnie dlatego, że myślała, że już nigdy go nie spotka. Wróciła do Mystic Falls ze względu Stefana, ale nawet się z nim nie spotkała. Zamiast tego jest skazana na nadgorliwego Pierwotnego przez najbliższe tygodnie.
Mężczyzna usiadł obok Katherine na łóżku i postawił jej tacę na kolanach. Mimo że kobieta unikała jego spojrzenia, doskonale czuła jak te przenikliwe, brązowe tęczówki taksują jej osobę. Wiedziała, że przygląda się obecnie zniszczonym końcówkom jej ciemnych pukli, ranie na dolnej wardze, która miała od konfrontacji z Michelle Salvatore, a nawet cienkiej, czarnej satynowej koszulce, nocnej w którą była ubrana. Elijah sam zajął się jej barkiem, choć nie mógł wiele zrobić. Katherine nadal przed oczami miała jego pełną frustracji i zdziwienia minę, kiedy dowiedział się, że jej organizm nie przyjmuje wampirzej krwi, która z pewnością naprawiłaby jej złamaną łopatkę. Nie wierzył jej i na siłę, mimo protestów, wcisnął jej swój nadgarstek w usta, a ona chcąc nie chcąc przełknęła, lecz zaczęła się dławić. Tak było za każdym razem. Oczywistym było przecież, że gdy Elena zmiażdżyła jej lekarstwo w ustach, pierwszym co zrobiła, była próba powtórnej przemiany. Plan spalił na panewce, tak jak każda z następnych sześciu prób.
Katherine wzięła łyżkę w lewą dłoń i zaczęła obracać ją smukłymi palcami. Nie była głodna. No i na pewno nie zamierzała spokojnie jeść, będąc uziemioną w domu Klausa. Tyle setek lat szaleńczej ucieczki, a ona sypia na tym samym piętrze co jej prześladowca? P a r a n o j a. Pragnęła jak najszybciej dojść w miarę do siebie i opuścić ten przeklęty pałac. Mogła tylko czekać jak na szpilkach na moment, kiedy Klaus wejdzie tu i zmiażdży jej twarz jednym ruchem małego palca. I nawet nie miała szansy dobrze się ubrać na tę przewidywaną przez siebie chwilę klęski. Katherine Pierce pierwszy raz w życiu nie była niezależna i samowystarczalna.
Elijah uniósł dłoń, odgarnął pasmo włosów znad jej twarzy i owinął je sobie wokół palca. Nim coś powiedział, rozbrzmiał się sygnał dzwoniącego telefonu, dobiegający z wewnętrznej kieszeni jego marynarki. Puścił jej lok i z westchnięciem sięgnął po komórkę. Kiedy spojrzał na ekran, jego mina stężała. Odebrał i wstał.
- Tak? - rzucił chłodno.
Do Katherine dotarł zniekształcony, kobiecy głos. Nawet z odległości tych kilku metrów, jakie dzieliły ją i Elijah, i bez wampirzego słuchu, wyraźnie rozpoznawała w głosie złość, a nawet furię. Pierwotny szybkim krokiem opuścił pomieszczenie, mówiąc coś do rozmówczyni.
- Jak to... - dobiegał z korytarza głos Elijah. - Co zrobiłaś? Nie wolno ci.
Katherine, tak szybko na ile pozwalał jej obecny stan fizyczny, wygrzebała się z pościeli i najciszej jak potrafiła, na palcach podbiegła do drzwi. Stanęła w progu i wpatrując się w odwróconą, napiętą sylwetkę Elijah, nasłuchiwała.
- Posłuchaj - mówił Pierwotny - nie rób nic więcej, bo wszystko spali na panewce. Wyślę po ciebie Rebekah... Nie bądź dzieckiem, zaraz sama będziesz je miała.
Katherine wytrzeszczyła oczy. Co takiego? Kim jest ta kobieta? Czy Elijah ratuje wszystkie niewiasty w potrzebie, wliczając te ciężarne?
- Nieważne, moja siostra przywiezie cię tu... Tak, jak będzie trzeba to i z tą czarownicą. Zaciągnie was tu obie, jeśli nie będzie innego wyboru, Hayley, już ja tego...
- Kim, do diabła, jest Hayley? - warknęła Katherine, ujawniając swoją obecność.
Elijah wyprostował się. Nie wydawał się jednak zbyt zaskoczony tym, że Katherine podsłuchiwała jego rozmowę.
- Hayley - zwrócił się do rozmówczyni - opanuj się i nie zabij już nikogo, bo wszystko diabli wezmą. Na razie.
Spokojnym ruchem zakończył połączenie i schował telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki. Jego typowa układność i opanowanie doprowadzało w tej chwili Katherine do szału. Gdyby potrafiła utrzymać równowagę z opatrunkiem cięższym niż połowa jej ciała, z pewnością zaczęłaby ze zniecierpliwieniem tupać nogą.
Elijah ruszył w jej stronę.
- Wracaj do łóżka - polecił.
Kiedy kobieta ani drgnęła, przykucnął, objął ramieniem jej biodra i w ćwierć sekundy położył ją w cienkiej, beżowej pościeli. Była tak zaskoczona, że dopiero wtedy, z opóźnieniem, wymsknęło się jej ciche "och". Od razu jednak przyjęła naburmuszoną minę, jej wzrok żądał wyjaśnień. Nienawidziła przecież, kiedy na jej terytorium pojawiała się jakaś inna kobieta, szczególnie, że zazwyczaj były to zdziry.
- Pamiętasz naszego wilczego przyjaciela Tylera Lockwooda?
Katherine uniosła brwi i pokiwała głową, nie rozumiejąc Elijah. Oczywiście, że kojarzyła tego pchlarza. Przecież jego stryj, Mason, był jedną z jej tysiąca przystojnych marionetek.
- No to może kojarzysz jego urodziwą koleżankę?
Koleżanka? Urodziwa? Czy ta tępa Caroline Forbes była urodziwa według wszystkich Pierwotnych? Ale co ona ma wspólnego z tą Hayley?
- Chodzi mi o brunetkę. Pomagała mu przerywać przywiązanie hybryd do mojego brata.
Katherine o mało nie pacnęła się otwartą dłonią w czoło.
- Więc Hayley to ta zgryźliwa psia zołza, która kiedyś pomieszkiwała w Mystic Falls.
Elijah zmarszczył brwi na słowo "zdzira".
- Ta "zdzira" nosi dziecko mojego brata.
- Co?
Mina Katherine była całkowicie adekwatna do sytuacji - jej oczy były wytrzeszczone do wszelkich granic, brwi prawie stworzyły kąt prosty, unosząc się bardzo wysoko, a dolna szczęka niemal wpadła w drogą pościel. Cóż, ciąża Hayley Marshall i dla Elijah była na początku czymś takim jak, na przykład, wieść o tym, że Niklaus zmienił się w elfa i śmiga po kwiatkach, trzepocząc różowymi skrzydełkami. Była czymś n i e m o ż l i w y m. A jednak.
Pierce nagle zaśmiała się w głos, lecz jej oczy nadal były szeroko otwarte.
- Klaus...? - dławiła się własnym śmiechem. - Ojcem?
Odkaszlnęła, po czym znów zaniosła się rechotem.
- Żart dekady, Elijah - skwitowała, unosząc brwi jeszcze bardziej. - Nie wiedziałam, że masz takie poczucie humoru. Szok, że w ogóle je masz.
Widząc minę Pierwotnego - jego lekko uniesione brwi, pełne powagi brązowe oczy, w których jednak czaił się kpiący błysk, i znikomy półuśmiech - cały atak chichotu nagle z niej wyparował.
- Nie blefujesz? - upewniała się. - Klaus... Nieuchwytny, złowrogi Klaus Mikaelson będzie zmieniał pieluchy i pachniał talkiem na kilometr?
Katherine poczuła przypływ siły. Uśmiechnęła się złośliwie do swoich myśli, omal nie zacierając rąk. Czekała na ten moment od pięciuset lat. Ma haka na Klausa. Co tam, że połamana, Katherine Pierce wraca do gry.
Stefan z trzaskiem zamknął lodówkę w piwnicy i z torebką AB Rh + w dłoni ruszył po schodach do kuchni. Gdy tam dotarł, przelał krew do szklanki upił łyk, w ciszy analizując historię swojej siostry. Jak to możliwe, że jego mała Ellie przeżyła tak wiele? Pamiętał szok, którego doznał, gdy spotkał się z Damonem w 1912 w Mystic Falls i brat powiedział mu, że Michelle przemieniła się 45 lat wcześniej. Nie mógł uwierzyć, że Michelle, którą bronił przez całe swoje ludzkie życie, nie odezwała się do niego przez prawie pół dekady. Gdy dopytywał brata o szczegóły transformacji siostry, on odparł tylko, że spotkał ją w 1899 i obiecała mu wieczne męki w sprawie Deborah Wilson, zupełnie tak jak on Stefanowi po łapance na wampiry. Damon dodał też, że właśnie wtedy dostrzegł , jak Michelle jest do niego podobna i uwierzył, że naprawdę są rodzeństwem. Stefan widział młodszą siostrę kilkanaście lat później, tuż przed swoim powrotem rozpruwacza. To był początek kwietnia, rejs, który Stefan miał odbyć, płynąc do Europy, został odwołany z powodu dołączenia Stanów Zjednoczonych do I wojny światowej. Stefan został zatem w porcie i gdy przeszedł dosłownie kilka kroków, zobaczył swoją siostrę. Ledwo ją poznał ze spiętymi włosami, w zielonej, zapiętej pod szyję sukience i eleganckim kapeluszu z piórem. Stała przy ładunkach, które miały popłynąć do Europy z jakimś mężczyzną w berecie i kraciastej marynarce. Nie wyglądała na rozluźnioną czy szczęśliwą. Jej rozmówca wyjął zza pazuchy jakiś pakunek i podał go Michelle, a ona ukryła to w małej torebeczce i odeszła czym prędzej, oglądając się nerwowo na boki. Teraz rozumiał, że jego siostra pracowała dla Mai i dlatego tak podejrzanie wtedy się zachowywała.
Chyba wszyscy byli zaskoczeni historią Michelle. Klaus za to był wniebowzięty oglądając jej zakłopotanie, gdy opowiadał o roku 1913...
Dwa dni wcześniej
- Od czego chciałabyś zacząć, moja droga? - zapytał Klaus, całkowicie ignorując trzęsące się dłonie Michelle i jej drżący podbródek.
Stefan był w szoku. Chyba nigdy nie widział swojej siostry w takim stanie. No dobrze, kilka razy płakała, gdy była dzieckiem, ale odkąd skończyła dziesięć lat i poznała Deborah Wilson, stała się silna jak nigdy wcześniej.
Michelle najwyraźniej pragnęła odpowiedzieć, ale z jej gardła wydobył się tylko przeciągły jęk. Jak bardzo źle czuła się z tym, co zrobiła Klausowi, że popadła w taki stan?
- W takim razie ja zacznę - Klaus przyjął typowy sobie uśmiech psychopaty i zaczął mówić: - To był 23 marca 1913 roku. Od czterech miesięcy przebywałem w Anglii. Pod pozorem wystawy swoich obrazów zorganizowałem grupową kolację dla londyńskich wampirów.
Na twarz Klausa wstąpiła satysfakcja, gdy Caroline skrzywiła się na dźwięk jego wspomnień.
- Do sali weszła rudowłosa kobieta, którą z początku wziąłem za potencjalną ludzką ofiarę. Podawała się za...
- Czy to bycie samotnikiem cię nie nuży, bracie?
Stefan drgnął, wyrwany ze świata wspomnień.
W progu kuchni stał Damon z dłońmi w kieszeniach szarych jeansów, przymrużonymi oczami i półuśmiechem.
- Myślę o naszej siostrze - odparł blondyn, ignorując wypowiedź brata, i upił łyk krwi.
Brunet zmarszczył brwi.
- Narozrabiała, nie ma co - rzekł. - I pomyśleć, że Klaus nigdy jej nie wydał.
Stefan prychnął.
- Został wykiwany. Dziwisz się, że siedział cicho?
- Ale mógł to wykorzystać, żeby obarczyć nas - Damon wskazał na siebie i brata - przed resztą. Mógłby się uwziąć i miałby dobry powód. Nie zrobił tego. Czemu?
Między brwiami Stefana pojawiła się charakterystyczna zmarszczka - on też nie znał odpowiedzi na to pytanie.
- Czy ty naprawdę miałeś taki kontakt z każdą panną, która kiedykolwiek pojawiła się w Mystic Falls?! - wzburzyła się Caroline, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie, zupełnie jakby poczuła jakiś obrzydliwy zapach.
- Masz coś przeciwko temu, kochana? - Klaus uśmiechnął się złośliwie, lecz blondynka ani drgnęła.
W tym samym momencie drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie, a do środka wpadł Damon, trzaskając głośno. Elena poderwała się z kanapy.
- Jesteś już - stwierdziła oczywiste, wpatrując się w nowo przybyłego i zakładając ręce na piersiach. - Dowiedziałeś się czegoś?
- Wiem o Mai. Wszystko - wydyszał, ruszając w ich stronę. - Ta suka... Co ty tu, u diabła, robisz? - zatrzymał się gwałtownie, widząc Pierwotnego.
- Kontrola sąsiedzka. - Mikaleson uśmiechnął się szeroko. Odwrócił głowę do reszty zebranych. - Wracając do opowieści, którą mi przerwano...
- Co jej zrobiliście? - odezwał się ponownie Damon, podbródkiem wskazując na swoją siostrę, która stała wyprostowana jak struna przy oknie, wpatrując się nieobecnie w popołudniowe słońce za oknem.
- Twoja przyjaciółka Mayah ci nie powiedziała? - zadrwił Pierwotny. - Mogłaby być bardziej otwarta, chociażby ze względu na waszą dawniejszą bliskość.
Nozdrza Damona rozszerzyły się jak u byka, a usta zacisnął w cienką linię. Czy wieści o nim i Mai doszły nawet do tego mieszanego frajera?
Nozdrza Damona rozszerzyły się jak u byka, a usta zacisnął w cienką linię. Czy wieści o nim i Mai doszły nawet do tego mieszanego frajera?
- Po sześćdziesięciu ośmiu dniach naszej znajomości - kontynuował Klaus nim ktokolwiek jeszcze mu przerwał - Michelle wiedziała już o moich planach wszystko, każdy szczegół. Wykorzystała moje zaufanie całkowicie, bo kradnąc informacje, zabrała ze sobą moje ówczesne fundusze. Nie poznała mojej siostry, ale wzięła i jej biżuterię. Po czym zwiała.
- Co one zrobiły z tymi świecidełkami Klausa? - pomyślał głośno Damon. Stefan spojrzał na niego pytająco. - Nie żebym ją bronił, ale Michelle nie kradnie, bo coś jej się podoba. Nie jest wampirzą sroką.
- Może Maya jest? - usłyszeli.
W wejściu od strony schodów stała Elena. Obu braciom, mimo panujących rozmyśleń i problemów, aż zaparło dech na jej widok. Przednie kosmyki brązowych włosów podpięła wsuwkami, kiedy to ich reszta spadała kaskadami na ramiona i plecy. Ubrana była w jasnożółtą sukienkę na cienkich ramiączkach w kwiecisty wzór, a na stopy założyła granatowe sandałki na koturnach. Wyglądała jak uosobienie panującego na zewnątrz lata z dodatkiem naturalnej Elenie swobody i uroku.
- Mhm, co masz na myśli? - odchrząknął Stefan, przy okazji wyrywając brata z chwilowego osłupienia.
- Sądzisz, że ta tępa blondyna nie ma wystarczająco kasy i podbiera innym błyskotki? - dodał Damon.
- Może po prostu jest skąpa jak diabli, a te wszystkie pierdoły są jej do czegoś potrzebne? - zasugerowała Elena podchodząc do kuchennej wysepki i siadając na wysokim stołku. - A co jeśli prowadzi handel wymienny? Kosztowności za informacje?
Bracia spojrzeli po sobie.
- Całkiem możliwe - przyznał zamyślony Damon, przyglądając się Elenie z podziwem.
- Wiem - odparła, opierając się łokciami o blat - od dwóch dni nad tym pracuję.
- Czyli co, rozpracowujesz Mayę, choć dowiedzieliśmy się o brudnych tajemnicach małej Elle? - zapytał Damon, unosząc brwi.
- Michelle mi jeszcze nic nie zrobiła. Za to twoja diabelna eks przeszkadza mi w egzystowaniu samą swoją obecnością - odparła niewzruszona Elena, mierząc Damona wzrokiem. On też nie odrywał od niej oczu.
Obserwując ich, Stefan czuł nieswojo. Był jak piąte koło u wozu podczas ich zaciętego pojedynku na spojrzenia. Żadne nie zamierzało najwyraźniej odpuścić - Elena dążąca do prawdy, a Damon ugodzony jej wypowiedzią o jego powiązaniu z Mayą. Choć i Stefan dopiero co dowiedział się o romansie brata, zauważył, że nie był to lubiany przez bruneta temat do rozmowy. Maya wystawiła Damona jak Michelle Klausa. Czyżby Damon też wyjawił coś Mai, a teraz się tego wstydził?
Stefan chrząknął. Elena i Damon zamrugali, dziewczyna zagryzła wargi.
- Pójdę popytać Michelle o tę teorię o biżuterii. Pomyśl, bracie, może i tobie ta panna coś ukradła - rzucił i wyszedł.
Michelle leżała z twarzą w poduszce od kilku godzin. Oka nie zmrużyła za to od dwóch dób. Cały ten czas przesiedziała w łóżku, bądź w fotelu, zachowując się jak jakaś durna desperatka. W międzyczasie zrobiła coś innego jeden raz - wstała po to, by wyjąć baterie z irytująco tykającego zegara i wrzucić je do kosza na śmieci.
Wiedziała, że to wszystko nie było w jej stylu, to całe rozpaczanie. Michelle była wychowana przez trzech facetów - a tak naprawdę nigdy nikt porządnie jej nie wychował. Takie dzieciństwo zwiastowało kobiecie nietypowe życie. Nie była przyzwyczajona do nadmiaru łez, histerii i wrażliwości. Kiedy jako mała dziewczynka płakała, ojciec i bracia nie wiedzieli jak reagować. To było dla nich coś nieznanego, nie mieli pojęcia, co zrobić z zapłakaną dziewczynką. Dlatego z biegiem czasu przestała płakać. Kiedy poznała Deborah i poznała trud życia, jaki codziennie doświadczała brunetka, stała się najtwardszą dziesięciolatką w stanie Wirginia.
W tym momencie jej nastawienie było całkowicie inne. Najpierw dostała kosza od Jeremy'ego, co było dla niej nie do zniesienia, a potem pojawił się Klaus ze swoim psychopatycznym uśmiechem, co było zdecydowanie ciosem poniżej pasa. Słuchanie i równoczesne ponowne przeżywanie tych kilku wiosennych tygodni roku 1913 było dla niej czymś okropnym. Po stu latach przerwy znów czuła się jak najpodlejsza dziewczyna tego niesprawiedliwego uniwersum. Już kiedy spełniała prośbę Mai - a raczej rozkaz, bo Maya nigdy nie prosiła - była zrozpaczona. W takim samym stanie była kiedy okradała Klausa, bezgłośnie błagała o wybaczenie jego śpiącą postać, wychodziła z jego mieszkania na Queen Victoria Street i wsiadała na statek płynący do Afryki, by tam przekazać Mai łupy i informacje. Punktem kulminacyjnym jej załamania był komentarz przyjaciółki o tym wszystkim.
- Jeszcze nie raz zawiedziesz się na facecie, moja mała M. To podgatunek. A Niklaus Mikaelson jest jednym z najstarszych jego przedstawicieli, więc trzeba się go pozbyć raz na zawsze.
Kiedy rozstała się z Mayą, Michelle wyjechała do Australii razem z brytyjskimi więźniami. Przez trzy długie lata nie odzywała się do przyjaciółki. Zaciągnęła się do polowej kuchni, gdzie przygotowywano posiłki dla skazańców i tym sposobem próbowała sama sobie odpokutować za oszustwo wobec Klausa. Przecież podała mu się za fałszywą osobę , która nie miała niecnych zamiarów wobec niego i jego wiedzy, no i go okradła. Do normalnego świata wróciła w 1917 roku, kiedy to jednym z zesłanych brytyjskich więźniów okazał się wampir Thomas. Opowiedział on jej o wydarzeniach w Europie, wybuchu I wojny światowej i zaangażowanych w nią państwach. Jej pierwszą myślą było zdanie Klausa na ten temat. W okresie ich romansu w przerwach między jednym seksem a drugim często dyskutowali na tematy polityczne. Michelle czuła się niesamowicie z tym, że jakiś mężczyzna traktował ją na poważnie. Po przeżyciu czternastu lat z trzema facetami miała tę kretyńską płeć po dziurki w nosie. Klaus był inny i właśnie chyba dlatego tak się w nim zakochała.
Ktoś mocno zapukał do drzwi pokoju Michelle, przez co dziewczyna błyskawicznie porzuciła rozmyślania i wróciła do rzeczywistości. Jęknęła.
- Odejdź! Chcę gnić samotnie! - krzyknęła w poduszkę.
- Elle? Co jest? Możemy pogadać? - usłyszała troskliwy głos Stefana.
Ponownie jęknęła w pościel, lecz pokracznym ruchem usiadła po turecku i prychnęła, chcąc odgonić włosy z twarzy.
- Której części z "chcę gnić samotnie" nie zrozumiałeś? - burknęła.
- Chyba "samotnie" - odparł blondyn, siadając obok siostry na łóżku. - Nigdy zbytnio nie przykładałem się do przysłówków. - Uśmiechnął się ciepło.
Ellie, Ellie, pomyślał i przyjrzał jej się dokładnie. Spojrzał na rude gęste włosy, których naelektryzowana część przykleiła się do jej twarzy, i wyglądające spod nich duże oczy, zupełnie tak bardzo zielone jak jego. Miała prosty nos i pełne, różowe usta, a poniżej zaokrąglony podbródek. Ubrań nie zmieniała od wizyty Klausa, więc ciągle była ubrana w czarne dżinsy i luźny popielaty T-shirt, a jedna z żółtych tenisówek, które miała wtedy na nogach, leżała byle jak pod dżinsową kurtką na podłodze.
- Co się gapisz? - syknęła.
- Wiesz, że moment, kiedy ojciec postawił koszyk z tobą w środku na stole w jadalni to moje najwcześniejsze wspomnienie?
Michelle prychnęła.
- Miałeś trzy lata. Nie ma się wspomnień z tego okresu.
- Wtedy zaczyna się mieć świadomość, Elle. Pamiętam też jaki Damon był zły, kiedy rosłaś. Z momentu na moment stawałaś się coraz bardziej podobna do naszego ojca, tak jak ja. Damon wdał się w moją mamę. Wściekał się, że nawet fizycznie jesteś bardziej związana z ojcem.
Związana z ojcem, pewnie. Jednak tu Michelle musiał przyznać bratu rację - oni oboje przypominali tatę. Jedyną cechą jakiej po nim nie odziedziczyła, były włosy - podobno takie same miała jej mama Nora, pokojówka w domu rodziny Salvatore. Nie miała okazji jej poznać, kobieta zaraziła się cholerą w czasie epidemii i zmarła dwa miesiące po urodzeniu córki. Przez całe życie myślała, co by było, gdyby jej mama przeżyła. Wyobrażała sobie, że rodzice by się pobrali, a Nora stałaby się cudowną macochą dla Damona i Stefana. W jej wizjach mama jednoczyła rodzeństwo, a Michelle naprawdę czuła, że ma braci i to najlepszych na świecie. Oczyma wyobraźni widziała jak brunet pomaga jej zejść z konia, a blondyn biega z nią między drzewami w sadzie.
Wracając do wypowiedzi Stefana, to Michelle nigdy nie wpadła na pomysł, że to właśnie z powodu zazdrości Damon zachowywał się w stosunku do niej tak oschle. Myślała, że starszy z jej braci po prostu taki jest, uważa się za lepszego i gardzi nią z powodu pochodzenia jej zmarłej mamy. Przebywając z nim czuła się jak Kopciuszek, tylko zamiast dwóch wrednych sióstr miała jednego brata. Gdy spędzała czas ze Stefanem - co nie zdarzało się często, bo był on nastawiany przeciw siostrze przez brata i ojca - nie czuła tak naprawdę nic. Ułożony Stefan ją nudził, bo Michelle z natury była szybka i energiczna. Zauważała jednak, że to właśnie blondyn jako jedyny z rodziny stara się o nią troszczyć, choć był starszy zaledwie o trzy lata. Odrzucała jednak jego chęci, będąc nastawioną przeciw rodzinie ze względu na ojca i Damona. Czyżby od zawsze Stefan był tym bratem, którego potrzebowała? Dlaczego nigdy nie zauważyła, jak posyła jej pełne ciepła uśmiechy i pogodne spojrzenia? Czemu twierdziła, że blondyn to nudziarz i nieudacznik? Czy patrzyła na to wszystko przez pryzmat charakteru Damona? Zawsze chciała być blisko najstarszego brata. Dzieliło ich dziesięć lat, a jego niedostępność i chłodne nastawienie działało na nią jak magnes. Chciała mieć dużego, silnego brata - obrońcę, który chroniłby ją przed złem, jak swoją małą księżniczkę. Czy naprawdę musiała przeżyć półtora stulecia, by zrozumieć, że to Stefan był tym dobrym bratem?
Spojrzała mu w oczy. Uśmiechnął się do niej szerzej, a ona odpowiedziała mu tym samym. Miała ogromną ochotę przytulić go, bądź choćby ścisnąć jego dłoń. Powstrzymała się jednak w ostatniej chwili - to byłoby całkowicie nie w stylu Michelle Alicii Salvatore.
Odgarnęła włosy z twarzy i oparła dłonie na udach.
- Więc o czym chciałeś pogadać?
Ktoś zapukał do drzwi. Bonnie odłożyła laptop na bok i zwlokła się z kanapy w salonie. Poczuła mrowienie w ledwo rozprostowanych nogach. Sztywno wyszła do przedpokoju i stanęła jak wryta widząc przez szybę blondwłosą postać.
- Nie myślałam, że mówiłaś na poważnie - stwierdziła, wpuszczając Caroline do środka.
- Jak najbardziej na poważnie - odparła blondynka, wymijając Bonnie i stając na środku przedpokoju. - Gotowa?
- Jesteś pewna, że chcesz iść do Pierwotnych, a ja mam robić za twoją przyzwoitkę? - Bonnie nadal nie wierzyła w plany przyjaciółki. Czy ona upadła na głowę? Bennett jeszcze nie widziała się z Klausem po jego powrocie, ale zdecydowanie wystarczyła jej relacja przyjaciół z tego spotkania.
- Stuprocentowo.
Bonnie dostrzegła na twarzy Caroline determinację - jej oczy płonęły zawziętym błyskiem, a usta były zaciśnięte w cieniutką linię. Mulatka zlustrowała wzrokiem swoją osobę - była ubrana w żółte, welurowe szorty i szary podkoszulek pożyczony kiedyś od Jera, a obecnie poplamiony kawą na piersi. Pójście z Caroline do Pierwotnych to nie rewia mody. Tak naprawdę mogłaby tam z nią iść... I tak nie miała co robić. Całodzienne przeglądanie ofert kampusu William & Mary już ją dołowało, Jeremy z niewiadomego powodu ograniczał kontakt z nią do rozmów telefonicznych i SMS-ów, a Elena dniami i nocami snuła teorie na temat prawdziwości zwierzeń Mai.
Bonnie z ociąganiem wsunęła stopy w niskie trampki w kratkę. Caroline pisnęła radośnie i chwyciła przyjaciółkę pod ramię.
- Dziękuję ci - rzekła i wyprowadziła Bonnie z domu.
❧
Mocne uderzanie kołatki o mahoniowe drzwi wejściowe rozeszło się echem po ogromnej rezydencji rodzeństwa Mikaelson, wyrywając Klausa z fikcyjnego świata. Pierwotny odłożył na szklany stolik jeden z pierwszych egzemplarzy "Davida Copperfielda" i wstał z fotela. Wytężył słuch i usłyszał damskie głosy dobiegające z ganku.
- Czy oni nie mogli tu zamontować zwykłego dzwonka?
Klaus uśmiechnął się do siebie i skierował się wolnym krokiem do holu. Najdroższa Caroline go odwiedziła... Oczami wyobraźni już zobaczył jej uroczo zmarszczone brwi, kiedy wypowiadała to zdanie.
- Mają tysiąc lat na karku. Może chcieli podkreślić swój wiek? - powiedział drugi głos, który niewątpliwie należał do czarownicy Bennett. Więc obstawa też była obecna.
- To mogli jako sygnał ustawić Mozarta - syknęła Caroline - albo w ogóle nie montować drzwi.
Klaus w wampirzym tempie pokonał odległość dzielącą go od wejścia i otworzył drzwi. Dwie piękne kobiety spojrzały na niego szeroko otwartymi oczami.
- I ciebie miło widzieć, kochana - przywitał się, rozciągając usta w szelmowskim uśmiechu. Kiwnął też w stronę mulatki. - Czarownico Bennett. A więc... Co sprawiło, że postanowiłyście odwiedzić mnie w moich skromnych progach?
- Nagła, nurtująca potrzeba pozyskania cennych informacji - syknęła Caroline, a jej ociekający jadem głos wywołał u Klausa sadystyczny uśmiech. - Możemy? - Nim zareagował, blondynka złapała przyjaciółkę za łokieć i wyminęła go, znikając w głębi domu.
Klaus zamknął warte fortunę drzwi. Wsłuchując się w tupot obcasów Caroline i jej oddalający się szept, po raz kolejny uśmiechnął się do siebie. Już widział, jak za parę sekund blondynka będzie stukała butem o marmurową posadzkę w salonie, żądając natychmiastowych, szczegółowych odpowiedzi. Wyjawił im już przecież dwa dni temu prawie wszystko, ale widok zdeterminowanej Caroline w błękitnej, falbaniastej sukience, którą miała na sobie, był warty grania na zwłokę i w ogóle wszystkiego.
Lehia nerwowo stukała paznokciem o porysowany blat ławy w małej klitce, którą nie wiadomo z jakiego powodu wybrała Maya na ich siedzibę. Wpatrywała się tępo w swój telefon, leżący na kuchennym blacie, zaledwie kilkanaście centymetrów od Mai. Blondynka siedziała na krześle przy stole, piłując paznokcie z wielkim skupieniem. W całym pomieszczeniu roznosił się zapach zmywacza do paznokci, przyprawiającego Lehię o mdłości.
- To zadupie mnie wnerwia - rzuciła kwaśno Maya, oglądając swoją dłoń. - Żeby nie mieli tu kosmetyczki, która robi porządny shellac.
Lehia nie zareagowała, nadal obmyślając jak podejść po komórkę. Nie zrobi tego pod pretekstem chęci na kawę, bo po co ona wampirowi? Podejście do lodówki też byłoby bez sensu, gdyż i tak musiałaby minąć Mayę. Musiała zaktualizować stan czarownic i wysłać go rudej. Teraz. Zaraz.
- Salvatore? - Głos Mai wyrwał dziewczynę z zamyślenia. - Coś ty taka nieobecna?
Lehia postarała się o uśmiech, ale wyszedł jej tylko niemrawy grymas. Wbiła granatowy paznokieć w wewnętrzną stronę dłoni.
- Mhm - chrząknęła, myśląc desperacko nad chwytającą za serce wymówką, która sprawi, że Maya da jej spokój i najlepiej wyjdzie z pomieszczenia - chyba wciąż czuję kołki wujka Stefana.
Maya przekrzywiła głowę i spojrzała na nią.
- Ta rodzina jest toksyczna. Ale sama chciałaś ich poznać. Tylko Michelle trochę od nich odbiega - rzuciła od niechcenia. - Aha, i przygotuj się na to, że nie był to ostatni genialny pomysł twojego tatusia. On też ma nie po kolei w głowie.
Tatuś. Tak, pewnie. Czy naprawdę wszyscy w tym Mystic Falls jak na komendę uwierzyli w jej podobieństwo do Damona? Czy oni poważnie są tacy naiwni? Lehia wiedziała, że im szybciej się stąd wyrwie tym lepiej i właśnie dlatego musiała zdobyć dostęp do telefonu.
- Idę się przejść - powiedziała, wstając z kanapy. To był pomysł awaryjny i musiał wypalić. Jednym susem pokonała odległość dzielącą ją od aneksu kuchennego i chwyciła komórkę jak wygłodniały człowiek chwyta jedzenie. - Dzwoń w razie potrzeby - dodała.
- Tylko tym razem nie daj się nikomu wsadzić do bagażnika i torturować - rzuciła Maya z przekąsem, wracając do piłowania paznokci.
Lehia uśmiechnęła się niemrawo i czmychnęła do drzwi. Czym prędzej pokonała ganek i rzuciła się biegiem przed siebie, oglądając się ze dwa razy. Kiedy upewniła się, że Maya ma do niej bezgraniczne zaufanie i nie ruszyła za nią w pogoń, przystanęła i odrzucając na plecy ciemne loki, odblokowała iPhone'a w złotej obudowie. Stukając nerwowo w ekran znalazła poprzednią wiadomość, którą wysyłała. Skopiowała jej treść i wkleiła do okienka opisanego "Nowa wiadomość tekstowa". Przejechała rozbieganym wzrokiem po nazwiskach. Cornelia Fishburne... Nie zgodziła się. "Usuń". Giana Yellow... "Usuń". Jada McMonty... Nolly Clarke... Gigi Bennett... Do nich musiała jeszcze dotrzeć. Przejrzała pozostałe nazwiska i zaktualizowała listę do końca. Miała nadzieję, że jak najwięcej czarownic się zgodzi. Wysłała wiadomość do rudej i schowała telefon do kieszeni sukienki w stylu boho. Uśmiechnęła się przebiegle do siebie. Malayan będzie z niej dumna.
**
Hej, hej!! Córka marnotrawna wróciła ;) Mam nadzieję, że Wam się podobało i długość rozdziału wynagrodzi Wam czekanie. Ciężko mi się pisało, a na dodatek mój laptop się zbuntował i o mało co nie wybuchł. Teraz ma jednak następcę, na którym pracuje mi się świetnie :)
Nie wiem, czy to znacie, ale ja zrozumiałam, że owoc zakazany smakuje najlepiej xD To znaczy, że największą wenę mam podczas roku szkolnego, kiedy to czasu na blogosferę po prostu nie ma. Planowałam napisać w wakacje pierdylion rozdziałów, a oczywiście wyszło jak wyszło.
Co do fabuły - specjalnie na potrzeby tego opowiadania zaczęłam oglądać The Originals. Wierzcie mi lub nie, ale dopiero teraz mi się to spodobało. Chciałam spojrzeć na Elijah i Klausa po tym, jak dowiedzieli się o przyszłości ich rodziny. Mam nadzieję, że mi to pomoże.
Po drugie - MALAYAN. Jest! W końcu użyłam jej imienia xD
Na koniec pragnę serdecznie uściskać Was przez ekran komputera w ramach podziękowań za to, że przetrwaliście ze mną i moim opowiadaniem ^^
Buźka!
Em :*