Damon
-Była ze mną w ciąży- powiedziałem zgodnie z prawdą. A więc
moja tajemnica wyszła na jaw… Co mnie zatrzymało, że nie zabiłem Michelle, gdy
tylko ją zobaczyłem?Patrzyłem Elenie prosto w oczy. Była zaskoczona, przerażona i rozżalona jednocześnie. No tak- po pierwsze, mam siostrę, o której nie powiedzieliśmy jej ze Stefem przez te parę lat. Po drugie, miałem romans z najlepszą przyjaciółką tejże właśnie siostry i poniekąd ją wykorzystałem. Po trzecie, owa dziewczyna była ze mną w dziwnej, nieprawdopodobnej i przerażającej ciąży. No i po czwarte, i chyba decydujące, zabiłem ją, gdy tylko się o tym dowiedziałem.
-Słucham?- zdziwiła się Blondi Bex, więc niechętnie
przeniosłem na nią wzrok.- Była z tobą w ciąży? Albo się pogubiłam, albo byłeś
już wtedy wampirem, więc…
Wzruszyłem bezradnie ramionami. Co innego miałem zrobić?
Jednak Elena i tak się wkurzyła.
-Więc zabiłeś ją tylko dlatego, że ci tak powiedziała?!-
ryknęła, zła do granic możliwości.- Czy ty nigdy potrafisz myśleć logicznie,
Damon?! Przecież ona mogła…
-Słyszałem, ok.?!- przerwałem jej, wstając z miejsca.-
Słyszałem to… Dziecko, czy coś… Zadowolona?! Nie zrobiłem tego tak ze zwykłego
kaprysu!
Spojrzałem na Gilbertównę- wyglądała, jak gdyby ktoś ją
właśnie chlasnął w twarz. Westchnąłem i przypomniałem sobie całe to zdarzenie.
Mystic Falls, czerwiec
1867 roku
Szedłem przez las do
ruin mojego starego domu- to tam zawsze spotykaliśmy się z Deborą. W dłoni
ściskałem list, który znalazłem na łóżku w pokoju, w którym pomieszkiwałem. ‘O
zmroku, tam, gdzie zawsze. Mam ważną wiadomość. Twoja D.’ Zakochana we mnie do
szaleństwa pannica- owszem, ale nie- „moja D.”. Zaśmiałem się. Niby tam byłem
nią w jakimś stopniu zauroczony, ale nic wielkiego z tego nie będzie. Litości,
to tylko bardzo ładna małolata, w dodatku najlepsza przyjaciółka mojej
przyrodniej siostry. Posiedzę tu jeszcze trochę, a potem wyjadę bez słowa. Tak,
jak zawsze. Deborah wypłacze się w rękaw mojej kochanej siostrzyczki i zapomni.
Bez problemu.
Dotarłem tam. Deborah
siedziała na przewróconym drzewie. Gdy tylko mnie zobaczyła, wstała, zaczęła się
szczerzyć i otrzepała suknię.
-Witaj, Damonie-
powiedziała, gdy podszedłem. Pochyliłem się i ją pocałowałem. Co jak co, ale
całować się umiała.
-Witaj, moja droga-
odpowiedziałem z zalotnym uśmiechem.- Cóż to za ważną wiadomość dla mnie masz?
Deborah się
zarumieniła i rozpromieniła. Już zamierzałem zapytać, czy znów razem z Michelle
znalazły w lesie kolejnego puchatego zająca, ale dziewczyna zaczęła mówić.-Damonie, ja… Chyba będziemy mieli dziecko. Już zawsze będziemy razem!- oświadczyła z uśmiechem, a mnie jakby sparaliżowało. Spojrzałem na jej dłonie, które obejmowały… Chryste! Brzuch Debory rzeczywiście był delikatnie zaokrąglony! Wpadłem w panikę.
-Co ty wygadujesz, smarkulo?!- warknąłem i przycisnąłem ją za szyję do pobliskiego drzewa.- Jakie dziecko?! Jakie ‘na zawsze’?!
Zaczęła dyszeć. Prosiła też bym ją puścił i posłuchał. Zdjąłem
więc rękę z jej szyi i wytężyłem słuch. Po chwili usłyszałem, że coś w ciele Debory
się poruszyło. Byłem przerażony.
-Słyszysz?- zapytała
niepewnie, gładząc swój brzuch.
Zacząłem chodzić w
kółko, rzucając bez przerwy zdania w stylu: ‘ jak to możliwe?’ Sam nie wiem,
czy pytałem Deborę czy raczej siebie. Nie zastanawiałem się nawet nad tym.
Byłem przerażony. Ostatni raz czułem się tak chyba przy porwaniu Katherine.
-Czy to ważne, jak? - przerwała
mi panna Wilson ze zmieszaniem w głosie. Odwróciła wzrok, gdyż najwyraźniej
moje stopy nagle bardzo ją zainteresowały.- Ważne, że będziemy rodzicami. Nasze
dziecko połączy nas na zawsze!
-Ty coś wiesz-
syknąłem, podchodząc do niej i mierząc ją nienawistnym spojrzeniem.- Gadaj!
Gadaj, co zrobiłaś, Deborah! Jak to możliwe, że zaszłaś w ciążę z wampirem?
-Skąd mam to wiedzieć,
Damonie?- rzekła, patrząc mi w oczy, jednak w tych jej ciemnych tęczówkach
dojrzałem niepewność i strach. -Przecież nie jestem nikim magicznym, jak ty.
Może to po prostu dar? Może po prostu to dla nas wiadomość, że już zawsze
powinniśmy być razem? Wyobraź sobie, ty, ja i nasza pociecha, wszyscy jako
wampiry, razem na wieczność… Damonie, czemu milczysz?Nie odezwałem się. Skręciłem jej kark i po kilku godzinach byłem w drodze Europy.
-Nadal nie wiem, jak to się stało- stwierdziła bezradnie
Blondi Bex.- Nigdy nie spotkałam się z czymś takim.
-Już mówiłem, że też nie wiem, jak…
-Ja wiem- oświadczyła Michelle, wpatrując się nieobecnie w
podłogę. Spojrzałem w lewo, starając się podłapać jej wzrok. Po chwili
zerknęła na mnie, po czym przeniosła
spojrzenie na wszystkich pozostałych.- Jej matka. Jej matka była medium.
Zapukałam do tylnych
drzwi rezydencji państwa Fell. Po chwili otworzyła mi rozpromieniona Deborah,
trzymając w dłoni wiadro węgla. Przytuliła mnie wolną ręką. Odwzajemniłam
uścisk.
-Chodź, pomożesz mi i
wszystko ci opowiem.
Ruszyłyśmy do środka
rezydencji Fellów, niosąc wiadra węgla. Weszłyśmy od kuchni drzwiami dla
służby. Deborah podała mi jeden fartuch, drugi zakładając na siebie. Ruszyłyśmy
schodami w górę. Zapukałyśmy do jednej z sypialni. Otworzyła nam Honoria Fell.
-Wreszcie jesteś,
Deboro. Okropnie tu zimno. Pospieszcie się- rzuciła i ruszyła z podniesioną
głową wzdłuż korytarza.
-Nadęta
arystokratyczna ropucha- burknęła Deb, na co się zaśmiałam.
Wślizgnęłyśmy się szybko
do pokoju. Byłam tu któryś już raz z kolei. Bardzo często, gdy spotykałam się z
Deborą, pomagałam jej przy różnych pracach. Dla mnie to było coś innego,
odskocznia od niezbyt przyjaznej rodziny (może prócz Stefana), no, i oczywiście
panny Pierce. Tak samo, jak Deborah nienawidziła Honorii Fell, ja nie znosiłam
tej zakłamanej manipulantki. Odkąd tylko ją zobaczyłyśmy, widziałyśmy, że jest
z nią coś nie tak i dziwiłyśmy się, jak szybko moi bracia jej ulegli. I właśnie
dlatego spotkałam się dziś Deborą- miała mi do przekazania pewną wiadomość
związaną z Katherine.
Przykucnęłyśmy przy
kominku i zaczęłyśmy dokładać węgla do paleniska.
-Więc?- zapytałam
przyjaciółkę.- Jaką masz wieść dotyczącą Szmaterine?
-Wczoraj, gdy zanosiłam
do waszego domu zaproszenie na
jutrzejszy bal Fellów, pomagałam Emily Bennett, która z kolei dotrzymywała
towarzystwa Annabelle- oświadczyła. Annabelle, córka pani Pearl, była naszą
koleżanką, dość tajemniczą, ale koleżanką.- Byłyśmy w ogrodzie i przesadzałyśmy kwiaty. Zapytałam Annabelle o
jej pierścionek. Wiesz, który, prawda? Ten ładny z niebieskim oczkiem!-
Pokiwałam głową.- Spytałam, czy mogę mu się bliżej przyjrzeć. Zgodziła się i
chciała go zdjąć, ale Emily od razu zbeształa ją wzrokiem. „Annabelle, nie
możesz. To dla was niebezpieczne”. Tak powiedziała, a sądząc po jej minie,
dopiero potem przypomniała sobie, że ja też tam jestem.
-Niebezpieczne?- zdziwiłam
się.- I dla jakich ‘was’?
-Właśnie jeszcze tego
nie odkryłam. Od razu postanowiłam z tobą o tym porozmawiać.
Zaproponowałam, byśmy
poszły z tym do jej mamy. Zawsze, gdy miałyśmy
jakikolwiek problem, szłyśmy do pani Wilson. Biła od niej taka przyjazna aura,
która upewniała człowieka w przeświadczeniu, że to dobry słuchacz i pomocna
osoba. Drugim wyjściem z zaistniałej sytuacji mogło być pójście do mojego
przewrażliwionego, dziwacznego i tajemniczego ojca, który Katherine bardzo
lubił. Od razu stwierdziłyśmy, że mama Debory to lepsza opcja.- Deboro, czy tam było dużo słońca?- spytała pani Melissa, kiedy opowiedziałyśmy jej całe zdarzenie.
-Słońca?- Deborah się
zdziwiła.- Nie wiem. To znaczy, chyba tak, byłyśmy w szklarni… Tam jest dość
dużo słońca, prawda, Michelle?
Byłam zdezorientowana,
ale przytaknęłam. Zawsze żyłam w przekonaniu, że pani Wilson myśli racjonalnie
i nie lubi żartować sobie z innych, lecz jej pytanie o ilość słońca w szklarni
całkowicie zbiło mnie z tropu.
-Więc wszystko jasne-
stwierdziła cicho pani Melissa, ustawiając kryształowe kielichy w kredensie w
salonie Fellów.- Dziewczynki, musicie wiedzieć, że nie żyjemy tylko pośród
ludzi.- Znów spojrzałyśmy po sobie.- Tak, to prawda. A wasza przyjaciółka, jej
matka i panienka Pierce są prawdopodobnie…- Rozejrzała się wokoło.- Są
wampirami.- Deb i ja byłyśmy przerażone i zdziwione jednocześnie.
-Skąd… Skąd o tym
wiesz, mamo?- spytała zdumiona Deborah.
-Gdy byłam w waszym
wieku, spadłam z konia. Umarłam.- Byłyśmy przerażone.- Jedna z miejscowych
kobiet była czarownicą i przywróciła mi życie. To się dzieje od tamtej pory.
-Ale co się dzieje,
mamo?- spytała przerażona Deborah.
-Jestem medium. Widzę
duchy.
-Co to ma wspólnego z tym wszystkim?- zapytała ta roztargniona
blond przywódczyni, gestykulując.
-Podejrzewam, że jej matka zawarła z duchami jakiś pakt.
Może one chroniły jej córkę i zapewniały jej wszystko, co najlepsze.
-To prawdopodobne- zamyślił się Jeremy.- Można by spróbować
i się upewnić… Ja też jestem medium- dodał.
Zaczęłam analizować to, czego się dowiedzieliśmy. Melissa
zawsze twierdziła, że ich rodzina zasługuje na coś więcej niż bycie służbą.
Może właśnie w taki sposób chciała wynagrodzić Deb skradzione dzieciństwo? Tak,
pani Wilson zdecydowanie była zdolna do zawarcia jakiegoś paktu ze zmarłymi,
byleby jej córce było jak najlepiej. Tak więc Deborah chciała Damona i go
dostała.
-A co jeśli Deborah wcale nie zmarła? Co, jeśli ocalała i
jednak urodziła to dziecko?- spytała Elena z przerażeniem w oczach.
-Daj spokój, Eleno- odparła Rebekah, wstając z kolan tego
byczkowatego blondyna i podchodząc po szklankę jakiejś sherry.- Żaden człowiek
nie jest w stanie ocaleć, mając przetrącony kark.
-Dosyć tego!- rzekł Damon, zrywając się nagle z fotela i
ruszając do drzwi.- Kończmy to, bo zaraz będziecie chcieli ją wskrzesić. Żegnam
państwa.- Otworzył drzwi wejściowe na oścież.
Blondi- przywódca wstała gwałtownie i wyszła z uniesioną
głową. Za nią skierował się ten cały dziwny brunet. Rebekah dopiła sherry. Jej
barczysty chłopak złapał ją za rękę i pociągnął do drzwi, patrząc z niesmakiem
na mojego najstarszego brata. Jeremy i czarownica zniknęli gdzieś w korytarzu. Podeszłam
do barku. Drzwi trzasnęły, a Damon, który znalazł się obok mnie, zabrał mi
butelkę Bourbona sprzed nosa. Padł na drewniany fotel i upił łyk, wpatrując się
w ogień. Wzięłam sobie szklankę whisky i usiadłam na czerwonej kanapie,
obserwując osoby, które pozostały w pokoju. Elena wpatrywała się w Damona ze łzami w
oczach. On z kolei niby ją ignorował, ale widziałam, że strasznie cierpi. Do
czego to doszło- ja współczułam Damonowi. Temu Damonowi, który zabił mi
przyjaciółkę, ale też temu, który był moim bratem. Zerknęłam na Stefana, który
natomiast przenosił wzrok to z ognia na Elenę, to z Eleny znów na ogień.
Czemu to mnie nikt nigdy nie pokochał? Czemu Damon nie
pokochał Debory? Dlaczego to ona i ja zawsze miałyśmy pecha do mężczyzn? Ja nie
poznałam żadnego na dłużej, a gdy Deb takiego znalazła, okazał się on moim
perfidnym bratem i ją zabił.
Dobra, koniec myśli
cierpiętniczych, pomyślałam i wstałam z kanapy. Wzięłam z podłogi swoją
torbę i ruszyłam po schodach na piętro, w poszukiwaniu jakiejś wolnej sypialni.
Zerknęłam jeszcze przez ramię na Stefana, Damona i Elenę. Przećwicz krzyczenie: niespodzianka! Przygotuj ich. Ona zawsze podąża
za tobą. Niedługo tu będzie, przeleciało mi przez myśl. Zignorowałam to
jednak i ruszyłam korytarzem.
Dziewczyna potrząsnęła
głową, by odpędzić od siebie te myśli i zająć się szukaniem przyjaciółki. Po
raz kolejny zawołała, rozglądając się.
Jej uwagę przykuł jakiś obiekt, znajdujący się między cegłami jej
starego domu. Ruszyła tam. Obok powalonego drzewa leżało ciało drobnej
brunetki. Michelle pisnęła z przerażenia i dopadła do ciała. Odwróciła je
twarzą do siebie i wybuchła płaczem. To była jej przyjaciółka. Bezradna,
bezwładna. Po prostu martwa. Dziewczyna
zaczęła gładzić lodowato zimne policzki brunetki, prosząc niebiosa, by był to
tylko zły sen. Coś w nieżywym ciele przyjaciółki zwróciło jej uwagę. Przy
dokładniejszej obserwacji dało się zauważyć, że szyja była nienaturalnie wykrzywiona.
Michelle zaczęła wrzeszczeć w przestrzeń z bezradności. Wiedziała, że to jej
brat był sprawcą zaistniałej tragedii. Płacz ustał. Szatynka zawzięła się w
sobie. Pochyliła się nad ciałem przyjaciółki. Ucałowała jej zimne czoło i
ułożyła ciało na trawie. W dłonie brunetki włożyła bukiet polnych kwiatów.
Odeszła z tego miejsca. Nie skierowała się jednak do domu. Szła w inną
stronę. Nie wiedziała jeszcze, gdzie,
ale postanowiła, że ktoś jej pomoże zemścić się na zuchwałym bracie.
Michelle była już w
drodze do Atlanty, gdy w lesie w Mystic Falls coś strzyknęło. Dłoń martwej brunetki
drgnęła. Dziewczyna powoli wstała, wąchając kwiaty, które znalazła w swoich
dłoniach. Otrzepała suknię i potarła kark. Jej twarz wykrzywił grymas pogardy.
Zmrużyła oczy.
-Zemsta będzie słodka,
Damonie- warknęła w nicość i ruszyła przed siebie.
***
Yup, I'm back! Wiem, że pewnie ciężko Wam uwierzyc po takim czasie, ale to prawda xD W każdym razie nie mogę się rozkręcic z rozdziałami, ale się staram. Poprawiłam (a przynajmniej tak myślę ;> ) opisy! Lepiej się czyta?? do nn, Kochane <3 CZYTANIE=KOMENTOWNIE!!
xoxo, Em :D