czwartek, 29 stycznia 2015

~V~ 'Damn it'


Caroline
Wrzuciłam kolejnego poszatkowanego zielonego ogórka do żółtej salaterki, podśpiewując lecącą w radio „Susannę”. Jak to powiedziałby mój tata, nie ma to jak hity lat osiemdziesiątych. Podrygując do rytmu, sięgnęłam po kolejne warzywo do sałatki.
Była jedenasta dwadzieścia cztery, jak wskazywały zielone cyferki na wyświetlaczu na radio. Zapowiadał się przepiękny lipcowy czwartek. Za jakieś pół godziny, Tyler, moja mama i ja mieliśmy zjeść wspólny lunch. Lockwood uważał to za bezsensowne, bo przecież tylko Elizabeth potrzebuje tych wszystkich składników odżywczych, ale ja sądziłam inaczej – zaczęły się wakacje, a ja chciałam choć raz spędzić przedpołudnie z najważniejszymi dla mnie osobami. To znaczy, według moich marzeń, byłyby też z nami moje przyjaciółki, ale co zrobić – Bonnie i Jeremy spędzają obecnie razem swoje lato miłości (co swoją drogą uważam za bardzo romantyczne), a Elena… No cóż, od kiedy Michelle pojawiła się w życiu Mystic Falls, Elena praktycznie nie ma życia. Nie chodzi o to, że panna Salvatore coś utrudnia, ale Gilbertówna po prostu nie jest w stanie się rozluźnić, wiedząc, że „jej mężczyźni”, że się tak wyrażę, okłamywali nas wszystkich. Ja też mam za złe Stefanowi, że ukryli przed nami prawdę o swojej rodzinie, ale Elena przeżywa to bardziej. Miejmy nadzieję, że z czasem wszystko się unormuje.

Swoja drogą – ta cała Michelle bardzo pasuje do Salvatore’ów i niepodważalnie jest ich siostrą. Po pierwsze, pyskuje jak Damon. Po drugie, tak jak i Stefan, jest wrażliwa. No, i po trzecie, urodą też wpasowuje się między przystojnych braci.
Otworzyłam lodówkę, nucąc kolejną piosenkę i szukając jogurtu naturalnego, który na pewno zapisywałam Tylerowi na liście.

-Ty! - zawołałam chłopaka, przeszukując półki lodówki. –Kupowałeś jogurt?!
Nie odpowiedział ani nie przyszedł.

-Tyler? – Wyszłam z kuchni i zobaczyłam bruneta w salonie; siedział na kanapie, nerwowo obracając telefon w dłoni, a mięśnie jego ciała były napięte. –Kupiłeś jogurt? Ej, Ty, co się dzieje?
Lockwood zamknął oczy i wypuścił głośno powietrze. Wstał i podszedł do mnie o jakieś dwa kroki.

-Nie dam rady, Care – oświadczył zmęczonym głosem.
Byłam zdezorientowana. O co mu chodzi? Nie może zjeść lunchu ze mną i moją mamą?

-Proszę? Nie chcesz spędzić czasu ze mną i…
-Nie chodzi o to, Care – przerwał mi dość ostro. – Mówię o… - W tym momencie wykonał jakieś nieokreślone ruchy rękoma. – O tym wszystkim.

Wciąż stałam  i patrzyłam na niego jak na wariata. Co on, za przeproszeniem, pieprzy?
-Klaus wraca, Caroline – wytłumaczył, a na jego twarz wstąpił grymas.

-I co w związku z tym?- dziwiłam się, uśmiechając lekko. – Dał ci wolność, więc możemy…
-Nie! – przerwał mi Tyler po raz kolejny. – Nie, Care! Ty może i możesz, ale ja nie! Co mi po tym, że pozwolił mi tu zostać? Właśnie, pozwolił! Cholera, ja nie chcę pozwolenia na bycie z tobą! To jest chore! To wszystko jest bardziej chore niż myślałem! Mam tu siedzieć i gapić się na to, że mimo, iż stoję obok, to Klaus mizdrzy się do ciebie na każdym kroku?! Albo mam czekać, aż on w końcu zmieni zdanie i w najlepszym przypadku każe mi znowu wyjechać?! A podkreślmy to, że on zabił moją mamę, Care! Nie zgodzę się na to wszystko, przykro mi.

-Ale, Tyler, czy nie możesz zaprzestać tej zemsty? – prosiłam, łamiącym się głosem i ze łzami w oczach. – Proszę, zrób to dla mnie i odpuść. Skoro Klaus to zrobił, to chyba ty też…
-Nie odpuszczę, Caroline. Wybacz – odparł hardo i wyminął mnie. Odwróciłam się za nim.

-Tylerze Lockwoodzie, zatrzymaj się! - zawołałam za nim, kiedy był prawie przy drzwiach wyjściowych. Wykonał moje polecenie, lecz się nie odwrócił. – Jeśli postawisz jeszcze jeden krok, z nami definitywny koniec. Na zawsze.
Tyler spiął się cały. Odchylił się na piętach i wypuścił głośno powietrze. Nim coś dodałam, wyszedł trzaskając drzwiami.

Rozpłakałam się, osuwając na podłogę. Nie mogłam uwierzyć, że Tyler, o którego tak walczyłam, właśnie mnie opuścił. Co ja zrobiłam, że życie jest dla mnie takie podłe? No, co?

 
Michelle
Stałam przy oknie, przyglądając się z politowaniem Stefowi, pocieszającemu Elenę. Żałosne.

Z tego, co powiedziała nam Gilbert, nie dziwię się, czemu Damon był taki wkurzony. Elena to taka hipokrytka, że ma się od razu chęć złapać ją za kudły i porządnie walnąć nią o mur. Nawet jeśli ujęła swoje zwierzenia w bardziej przychylne dla swojej osoby światło, to i tak popieram Damona. Tak, panie i panowie, doszło do tego, że popieram w pewnych kwestiach mordercę mojej przyjaciółki. Dzieje się tak chyba dlatego, że sama sytuacja naszego pokrewieństwa jest chora.
Wracając do czasów obecnych – jeżeli Elena walnęła Damonowi przemówienie o treści minimum takiej, o jakiej nam powiedziała, to on zrobił najlepiej, wynosząc się stąd. Jeśli Gilbert tak bardzo chce zbawić świat i sprawić, by zło przeszło na stronę dobra, to radzę jej od razu się zabić, bo to nie ma sensu. Szczególnie dlatego, że w pierwszej dziesiątce tych złych, znalazłabym się ja i Damon, którzy na pewno nie zamierzamy zbaczyć z obranej drogi.

- Daj spokój, Eleno – mówił pokrzepiająco Stefan, pocierając jej ramię. Ona wciąż chlipała, siedząc na kanapie, opierając łokcie o kolana i ukrywając twarz w dłoniach. – Damon na pewno nie chciał tego powiedzieć.
-Chciał! – ryknęła Elena, prostując się nagle i piorunując blondyna wzrokiem. – Jest bezczelnym chamem i dobrze o tym wiesz, Stefanie!

-A ty powinnaś się do tego przyzwyczaić, Gilbert – burknęłam, nie wytrzymując już. Spojrzała na mnie oburzona. – Znasz go kilka lat, kobieto. Damon taki jest. My, Salvatore’owie, tacy jesteśmy. Tylko Steffi to wybryk natury.
Wtedy oboje już patrzyli na mnie jakbym im co najmniej matkę zabiła.

- Co? Taka prawda – dodałam obojętnym głosem. – Damon i ja odziedziczyliśmy charakterek ojca z lat młodości, a był wtedy prawdziwym furiatem. A ty, Stef, zawsze wzorowałeś się na ojcu, jakiego znałeś, na tym prawym, uczciwym facecie, który katował waszą matkę za jej życia.
- Zostaw moich rodziców w spokoju, Elle! – ryknął Stefan, przybierając minę obrażonego dziecka i zrywając się z kanapy. – Nie znałaś mojej mamy, więc odpuść!

- Owszem, nie znałam. Ale Damon ją znał. On widział, jak nasz stary ją lał, Steffi! Mnie nie było, ty byłeś takim małym farfoclem w kołysce, a Damon miał tylko siedem lat! I jak wstawił się raz za waszą matką, to oberwał od ojca w twarz.
Stefan zatrzymał się w półruchu z szeroko otwartymi oczami. Elena przestała zawzięcie ocierać twarz z łez i też spojrzała na mnie zdziwiona.

- Skąd… - dukał blondyn. – Skąd wiesz, że Damon…
- On i ja też mieliśmy przebłyski normalnych konwersacji, Stef. Dopóki Katherine się nie pojawiła, Damon kilka razy opowiadał mi o waszej mamie. Zazwyczaj był wtedy po kilku głębszych, które zwinął staremu, ale opowiadał i to z sensem. Przychodził do mnie, bo ja chyba jako jedyna w rodzinie byłam w miarę obiektywna.  A poza tym, widziałam jak zawsze cierpiał, więc milczałam, gdy mówił mi o tym wszystkim. Tylko słuchałam, bo on tego potrzebował.

Zachłysnęłam się powietrzem i jakby się ocknęłam. Zamrugałam, a po moim policzku popłynęła łza, którą szybko starłam. Zorientowałam się, że powiedziałam do wszystko tak szybko, że prawie nie oddychałam. Wyprostowałam się, nieco speszona, i odchrząknęłam.
- Mniejsza o to, co chciałam wam wyjaśnić poprzez ten wywód wspomnień z lat dziecięcych – rzekłam poważnym głosem. – Ważne jest to, że wszyscy mają dosyć twojej hipokryzji, Eleno. Ty też lepszy nie jesteś, bracie. Tak czy inaczej, dobraliście się idealnie!

Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia.
- Nie wiem, kiedy wrócę. Cieszcie się swoją wzajemną fałszywością – mruknęłam na odchodne i wyszłam z biblioteki, tak szybko, jak Damon niedługo wcześniej.

Dochodząc do drzwi, otworzyłam je zamaszyście i niemal od razu podskoczyłam z piskiem. Na ganek w tej samej chwili wbiegła zdyszana Bonnie. Makijaż miała rozmazany na policzkach, a łzy skapywały jej po brodzie.
- Porwali Jeremiego – wychrypiała.

 
Elena
Siedzieliśmy w bibliotece, czekając na resztę naszych przyjaciół. Stefan przyniósł Bonnie herbatę i koc, gdyż cała się trzęsła. Powiedziała tylko, że siedziała z Jeremim  na ławce na miejskim skwerze i pili kawę, gdy podeszły do nich dwie dziewczyny.

- Pytały, czy znamy Michelle, Elenę… Wymieniały kilka nazwisk – wyjaśniała Bon, pociągając nosem. – W pewnym momencie blondynka zaczęła się rozglądać i powiedziała „Teraz”, a ta druga złapała Jera i zniknęły. Nawet nie zdążyłam mrugnąć.
- Boże – szepnęłam, ocierając oczy i odchodząc od okna. – Musimy go znaleźć. On za dużo cierpi.

- Znajdziemy – zapewnił Stefan, siadając obok Bonnie i poprawiając okrywający jej ramiona koc.
- Nadal nie odbiera.

Do pomieszczenia wróciła Michelle. Od dobrych parunastu minut próbowała dodzwonić się do Damona. Szczerze, to nie dziwię się, że on nie odpowiada. Po tym, co mu palnęłam, nie odezwie się do nikogo z nas przez minimum parę godzin. Co mnie podkusiło, że zebrało mi się na zbawienie Damona?! Może i nadal jest chamem i tak dalej, ale on by teraz coś wymyślił. Może i byłoby to niebezpieczne i absurdalne, ale zapewne skuteczne.
- Cholera… - mruknął jedyny, póki co, mężczyzna w naszym gronie. – Czy on nie może chociaż przez chwilę być poważny?

-Dzwoniłaś po Caroline? – spytałam, patrząc na Michelle.
-Tak, tak – odparła młoda Salvatore, ocierając policzki z łez. – Niedługo będzie.

Usłyszeliśmy trzask drzwi wejściowych.
- Damon? – zawołałam z nadzieją, że brunet wrócił i będzie miał pomysł, co do odzyskania mojego brata.

- Nie, nie – zaprzeczył damski głos. Po sekundzie w bibliotece stanęła jego właścicielka, pociągając nosem. – To ja – dodała Caroline.
Wyglądała okropnie. Jej makijaż był jeszcze bardziej rozmazany niż Bonnie.

- A gdzie Tyler? – zapytała mulatka, odwracając głowę ku nowoprzybyłej.
W oczach Care pojawiły się nowe łzy.

- Tyler nam nie pomoże. Wyjechał – załkała, chowając twarz w dłoniach.
- Och, Care! – Podeszłam do niej i ją przytuliłam. To straszne. Tyle niekorzystnych rzeczy jednego dnia! – Tak mi przykro! Jak to…

- Ej, panny! – przerwała mi Michelle. Odsunęłam się od Caroline i spojrzałam na Salvatore’ównę, która wycierała twarz z tuszu. – Zaraz wszystkie rozkleimy się tu doszczętnie, więc koniec. Blondyna, nie przejmuj się. Niektórzy faceci są tylko po to, żeby ich z domu wyrzucać. Wybacz, Steffi, to nie o tobie – dodała szybko, nawet nie patrząc na brata. – Więc jeśli Tyler się zwinął, Damon jest obrażony na trzy fajerki, sportowiec bawi się w Europejczyka, a Jer potrzebuje pomocy, to jedynym męskim mózgiem, jesteś ty, Stef. Będzie ciężko, bo więcej facetów nie mamy. Jakieś pomysły?
- A Klaus i Elijah? – rzucił nagle Stefan. Wszyscy otworzyli szerzej oczy, kiwając głowami z aprobatą. Wszyscy oprócz Michelle.

- Głupstwo, tyle powiem – prychnęła głośno, próbując ukryć nerwy, które niewiadomo czemu nią zawładnęły. – Gdzie oni siedzą?  W Nowym Orleanie? Dajcie spokój! Jak oni stamtąd mają nam pomóc?
- I tak kiedyś przyjadą. Jeśli zadzwonię do Klausa, może wrócą szybciej – zaproponowała Care, opanowując trochę potok łez. – Przecież…

- Nie! – ryknęła Michelle, a nas wszystkich przytkało. Po ułamku sekundy speszyła się i zaczęła tłumaczyć. – Mówię wam, to bezsensu… Emm… Jeremy właśnie teraz może być torturowany!
Do oczu znów napłynęły mi łzy. Och, Jer… Braciszku, tyle cierpisz, a dopiero co wróciłeś do życia. Nie powinnam była wciągać cię w ten nadprzyrodzony świat.

Wypuściłam głośno powietrze.
- Bierzmy się do roboty – zadecydowałam.

 
Damon

Szedłem trochę chwiejnie dobrze znaną mi drogą. Niecałą minutę temu opuściłem Grilla. Ciągle myślałem o tej szmacie, która prawdopodobnie wiedziała o mnie wszystko. Czy rzeczy, które dzieją się w Mystic Falls nie mogą trochę zwolnić tempa? Serio to takie trudne, żeby te wszystkie wydarzenia trochę rozciągnąć w czasie? Mam prawo mieć tego dość, skoro w ciągu kilku tygodni, tracę przyjaciela, młody Gilbert ożywa, moja kochana siostra nas odwiedza, a jakaś nowa zeszmaciała panna zna mnie niewiadomo skąd. A, nie zapomnijmy o Katherine, którą uczłowieczono. No właśnie, gdzie ona się podziewa? Nie, żebym za nią tęsknił, ale dość dawno nie zatruwała mi życia.
Przechodząc między dwoma świerkami, upiłem łyk z butelki, którą niosłem. Jeszcze sześć kroków i…

Jest. Mała tablica z głupawym napisem. Idealnie.

Alaric J. Saltzman
Był z nami od 4 lutego 1976 do 27 maja 2011
My kochamy jego, a on kocha nas

Co za idiota wymyślił ten napis? Ach, no tak, reszta go stworzyła, a ja się nie sprzeciwiłem. Najwyraźniej musiałem być po kilku głębszych, jeśli nie protestowałem.
Siadłem na jednym w wyższych nagrobków naprzeciwko grobu Rica.

- Cześć, stary – mruknąłem, upijając łyk z butelki. – Wszystko się popieprzyło, wiesz? Młoda wróciła. Moja siostra. Nie wnikaj... Po prostu nawaliłem, wszystko wyszło na jaw. Kiedyś przetrąciłem kark dziewczynie, która była ze mną w ciąży. W to też nie wnikaj. Cholera… Elena mnie nie znosi, stary. Tak bardzo ją kocham, a nie mogę z nią być. Bez sensu. Zawsze dostaję…
Usłyszałem głośny jęk i stanąłem na proste nogi. Rozejrzałem się, nasłuchując.

- Nie tak mo… - zaczął damski, rozwścieczony głos. Jednak gwałtownie urwał i nie słyszałem już nic. Kompletnie.
Stałem w bezruchu jeszcze kilka chwil. Co to było? Urywek tej wypowiedzi i jęk bólu sprawił, że ciekawość zżerała mnie od środka. Nie minęła minuta, a znów coś usłyszałem.

-Delikatniej… - mówił ten sam głos co wcześniej, a przynajmniej tak mi się zdawało. Tym razem ujrzałem też jakiś błysk niedaleko. Spojrzałem tam – białe światło dochodziło z grobowca mojej rodziny!
Ruszyłem tam, wolno i cicho stawiając kroki. Podczas, kiedy pokonywałem drogę dzielącą mnie od grobowca, moich uszy dobiegały kilka razy urywki wypowiedzi. Dotarłem do celu i obszedłem go, by znaleźć się przy wejściu. To, co zobaczyłem, przerosło moje wszelkie oczekiwania.

Zakrwawiony Jeremy leżał na podłodze, trzęsąc się i mamrocząc, z obłędem w ciemnych oczach. Moja znajoma z Grilla, która wiedziała o Elenie, trzymała w dłoni długi metalowy pręt, a jedną stronę zatapiała w ciele Gilberta. Przeszły mnie dreszcze.
Moją uwagę zwróciła postać siedząca w kręgu świec i mamrocząca po łacinie. Niemalże leżała, a blond włosy zakrywały jej twarz. Chyba jednak nie szło jej coś, bo płomienie gasły i zapalały się na zmianę, a ja raz ich wszystkich widziałem, raz nie. Migali mi przed oczami tak nierównomiernie, że gdybym był człowiekiem, z pewnością doznałbym ataku epilepsji.
Stałem tam taki zamurowany kilka sekund, kiedy to oprawczyni Jeremiego mnie ujrzała. Spojrzała na mnie z błyskiem w błękitnych oczach i zaprzestała torturowania Gilberta.

- Możesz przestać – rzuciła do blondynki, mierząc mnie od stóp do głów. – Młody nie musi nam pomagać... Sam przyszedł.

Wiedźma wypuściła głośno powietrze i złapała się za klatkę piersiową (a miała się za co złapać, jeśli wiecie o co mi chodzi). Płomienie zgasły na amen, a ona oddychała głośno. Podniosła głowę i odgarnęła włosy z twarzy, a mnie zamurowało kolejny raz.

Jak to?! Ona jest wampirem! Dlaczego czarowała?! Jakim prawem?!

Była taka jak wcześniej – nadal to ta sama piękna blondynka o ciemnych oczach, w których czaił się
groźny błysk. Zupełnie tak jak w pięćdziesiątym drugim.

- Witaj, Damonie – rzekła jedwabistym głosem. To strzępy jej wypowiedzi słyszałem wcześniej.
Jak to możliwe, że…

- Maya – wydukałem.

***
Hello, everybody! ^^ Jak tam, co tam? Wiem, że dodawanie rozdziałów tuż na początku, a potem dopiero pod koniec miesiąca ociera się lekko o głupotę, ale wybaczcie mi :) Co sądzicie? Mnie, o dziwo, nawet się podoba.
Liczę na Was, wampirki. Do napisania!
xoxo

ps. Aktualizacja w zakładce "Bohaterowie". Zapraszam :3
CZYTANIE = KOMENTOWANIE


10 komentarzy:

  1. Super! Czekam na nn i zapraszam w poniedziałek na nowy rozdział u mnie ;)

    Pozdrawiam.

    Ps. Klikając moją nazwę bloggera znajdziesz moje blogi

    delena-love-always-forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. długi rozdział? kocham to! <3 Świetny w każdym calu.

    Zapraszam do mnie na 34 rozdział "Za co ja Cię tak kocham?." Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam Victoria G.
    http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku świetny! ;D Jer taki biedny :c Damon też :c I Elena też :c Wszystkim wszystko się pieprzy XD No nic, co poradzić, takie życie :/ Pozdrawiam, czekam na nn ;* /Wikaa
    http://delenanazawsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ni ale jazda!, tyle powiem. Ja osobiście jestem TEAM KLAUS FOREVER i nie zamierzam się z tego szybko wycofać. Niech tak Caroline w końcu przejrzy na oczy.
    Jezu Chryste, Jer torturowany?! No to robi się coraz ciekawiej.
    Sorry, że tak późno komentuję, ale dopiero teraz weszłam kontrolnie na ten mój stary, zmurszały blog i zobaczyłam twój komentarz.
    Reasumując: rozdział super, Elena mnie wkurza, Stefan mnie wkurza, Damon jest okay i reszta w sumie też. Michelle jest fajna. Szczerze, to nie mogę się doczekać kiedy pojawi się Kathrine. Może się wtedy zrobić ciekawie. No i mam pytanie: Czy Michelle będzie z Jerem? No i z kim będzie Kathrine?
    Boże, tyle pytań.
    I jeszcze jednio: Szalenie cię proszę żebyś zostawiała mi komentarze z informacją o następnym rozdziale tu:
    http://valerie-holdman-i-wampiry.blogspot.com
    Może przy okazji coś sobie poczytasz. ;)
    Czekam na NN!
    K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do mnie na 35 rozdział "Mam Cię dość, to tyle." Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam Victoria G.
    http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do mnie na 36 rozdział "Mam na Ciebie straszną, ale to straszną ochotę." Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam Victoria G.
    http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam do mnie na 37 rozdział "Mogę zadać Ci pytanie?" Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam Victoria G.
    http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu, tak bardzo cię przepraszam, że nie komentowałam wcześniej. Miałam tyle na głowie, że naprawdę nie wyrabiałam, ale to nie jest usprawiedliwienie... Minął w końcu prawie miesiąc ;( Mam nadzieję, że mi to wybaczysz :***

    Jeśli chodzi o ten rozdział to jest na pewno... Zaskakujący. Ta cała Maya, która ma jakieś niezrozumiałe dla mnie powiązania z Damonem, Tyler, który odszedł tak nagle i niespodziewanie (nie powiem, żebym go nie rozumiała, ale mimo wszystko zachował się bardzo samolubnie- przecież zostawił wszystkich swoich przyjaciół i dziewczynę, która tyle dla niego poświęciła ;/ )Michelle, tak bardzo przeżywająca porwanie Jeremiego... W sumie to ona jest tak nieprzewidywalna, że aż ciężko stwierdzić, o co tak naprawdę jej chodzi xD Trochę przesadziła, gdy tak najechała na Elenę- ona naprawdę nie ma lekko a Damon potrafi zaleźć za skórę i nawet, jeśli to w nim kochamy czasem zachowuje się jak totalny dupek... Poza tym czy to nie te kłótnie między nimi lubimy najbardziej? ;) Ja tam uważam, że zazwyczaj są pełne pasji i ukazują ich prawdziwe uczucia...Ja tam zawsze lubiłam te pełne napięcia sceny między nimi- kipiejący gniewem i wzajemnym podnieceniem, które widzowie mogli wyczuć nawet przez ekrany komputerów... To o czym ja tam mówiłam? ;D
    Ach no tak, delena ;D No cóż, powiem ci, że jest jej tu stanowczo za mało. Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni, bo po cichu liczę na ich związek :D

    Czekam na dalsze rozdziały. Jestem ciekawa co takiego wymyśli nasza droga "Drużyna Światła" by ocalić Jera i czego tak naprawdę chce Maya. Mam nadzieję, że nie jest ona matka kolejnego dziecka Damona, bo tego bym nie zniosła ;D

    życzę ci weny, przesyłam buziaki i mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że tak późno wstawiam ten komentarz :*****

    OdpowiedzUsuń
  9. P.S Nowy rozdział pojawił się u mnie. Zajrzyj jeśli masz ochotę:

    dark-always-look-at-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam do mnie na 38 rozdział "Zemsta za to, że jestem gruba." Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam Victoria G.
    http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń